Kanye West [RECENZJA]
Dzisiaj myślałem aby Cię zabić, morderstwo z premedytacją
Myślę o zabiciu się, a że kocham siebie o wiele bardziej niż Ciebie
Więc lepiej uwierz, że dzisiaj rozważałem zabicie Ciebie
Morderstwo z premedytacją.
Po takim rozpoczęciu płyty trudno ją odłożyć bez dalszego słuchania. Zakładałem, że to będzie krótka przygoda na zasadzie równoważni, bo warto wiedzieć co się dzieje w kolebce gatunku. I założenie, że posłucham tego albumu raz, przerodziło się w totalny zawchyt i słuchanie bez końca.
Kayne West to znany skandalista, artysta, który nie uznaje kompromisów – prywatnie i artystycznie. Jego ekscesy życia codziennego i te związane ze sceną, kiedy potrafi oficjalnie pokazać złość, gdy nie dostaje nagrody, są znane doskonale. Na takich ludzi zwykło się mówić celebryci. Jednak w tym przypadku jest to nieuprawnione – artysta z 21 statuetkami Grammy jest obecnie na 11. miejscu laureatów wszech czasów, a 68 nominacji plasuje go na 6. miejscu. Lista artystów, z którymi West współpracuje jako producent musi robić wrażenie: Alicia Keys, Jamie Foxx, John Legend, T-Pain, Estelle, Jay-Z, Rihanna, Paul McCartney, Adam Levine. Biorąc więc pod uwagę wiek artysty (41 lat) można się spodziewać, że jego status posiadacza nagród w ciągu najbliższych lat się mocno zmieni. I być może już w przyszłym roku, bo trudno mi będzie uwierzyć, jeśli jego najnowszy krążek nie zdobędzie uznania branży.
"Ye" to płyta pod wieloma względami wyjątkowa. Po pierwsze jest krótka, bo mniej niż 30 mimnut to ciągle egzotyka. Zważywszy ile ten artysta ma do powiedzenia, to długość tego materiału należy potraktować jako esencję. Tutaj nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko jest po coś. Już sama okładka, niby przypadkowo zrobione zjęcie pejzażu w drodze na premierę płyty, zwraca uwagę. Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że artysta, który dysponuje nieograniczonymi środkami produkcji, decyduje się na rozwiązanie amatorskie. To niewątpliwie działanie zamierzone i jak najbardziej uzasadnione, podkreślające stan umysłu, w którym West obecnie się znajduje. Do tego napis umieszczony na tle fotografii:
Nie cierpię być dwubiegunowym / To wspaniałe
Niezależnie od medycznej diagnozy artysta niewątpliwie prowokuje. Jednak tym razem mniej spektakularnie, spokojnie i inteligentnie. W jego tektsach sporo jest odwołań autobiograficznych. Ale tym razem to życie obserwowane jest jakby z boku, ze sporym dystansem. Są też liczne odwołania do "kondycji świata" i sytuacji politycznej w USA. Muzycznie też jest interesująco. To już nie jest typowy raper, a świadomy muzyk, który umie korzystać z muzyki – jest nowocześnie i bardzo artystycznie. Zaproszeni do współpracy goście (m.in.: John Legend, Kid Cudi i 070 Shake) i ciekawe sample starej muzyki soul i gospel dodają kolorytu, ale nie mam wątpliwości, że to głównie Kayne West gra "pierwsze skrzypce".
Zamykający album "Violent Crime" robi na mnie największe wrażenie – świetnie spina klamrą cały materiał i wyróżnia się wspaniałą muzyką, a oszczędna partia fortepianu to mistrzostwo najwyższej próby. No i oczywiście tekst – prowokacyjny i prawdziwy:
Czarnuchy to dzikusy, czarnuchy to potwory
Czarnuchy to alfonsi, czarnuchy to gracze
Dopóki czarnuchy nie maja córek, teraz oni są przezorni
10/10