Skip to content
5 wrz / Wojtek

Kartky – „Dom na skraju niczego” [RECENZJA]

Ta płyta towarzyszy mi przez ostatni miesiąc niemal codziennie. Mimo że równolegle słucham też innych albumów, to "Dom na skraju niczego" ciągle mnie przyciąga. I ciągle zachwyca. I nie do końca umiem wyjaśnić dlaczego. Jest tu coś magicznego, coś na zasadzie uzależnienia – niby nie muszę, a jednak ciągle mi mało. Najciekawsze jest, że nic wcześniej nie zapowiadało, że Kartky nagle nagra tak dojrzały album. Ten zaledwie 30-letni artysta nagle tworzy materiał mocno odbiegający od  wcześniejszych dokonań.

O uczuciach, o depresji, o życiu.

Ujęła mnie szczerość, z jaką artysta opowiada nam o swoim życiu. Ale tu nie ma typowego dla hip-hopu narzekania, nie ma też popisywania się. Kartky stoi jakby z boku – skromny człowiek ze słabościami. Kiedy pierwszy raz usłyszałem "Się skończył" czułem, że to może być coś niezwykłego: niski, frapujący głos zdradzający niełatwe przeżycia, no i świetna muzyka grana na żywych instrumentach. Wow! jeżeli taki jest początek, to co będzie dalej? Na szczęście cała płyta jest spójna. Bo za chwilę znowu jest wiarygodnie w "Azrael". A jeszcze ciekawiej w "Nie umiem spać w nocy, bo patrzę na księżyc" – osobisty tekst w połączeniu z oldschoolową muzyką, która w połowie przechodzi w klimaty klubowe. Teoretycznie to nie powinna się skleić, a jednak stworzyło ciekawy utwór robiący wrażenie.

Kto tu jest uzależniony?

No właśnie, może to uzależnienie, o którym pisałem na początku, to utożsamianie się z artystą. Może w każdym z nas jest jakaś mniej lub bardziej skrywana słabość? I może właśnie dlatego temat depresji, tak szczerze opowiedziany, robi na mnie wrażenie. "Łza dla cieniów minionych" została opowiedziana ciekawym głosem. Niskie rejestry z łamanymi oktawami wykonane są w klimacie autorskiej, bardzo osobistej piosenki, bez fajerwerków i cekinów. Na koniec słyszymy jeszcze 2 utwory, które piękną klamrą spinają cały materiał. W "Yennefer"  słyszymy o samotności w pokojach bez drzwi. Będąca tutaj w mądrym kontrapunkcie muzyka świadczy o dojrzałości artysty. A kończący utwór tytułowy przekonuje nas, że to album jak najbardziej koncepcyjny. W dodatku mądry i odważny.

Skoki w bok. Konsekwetnie.

Żeby nie było tak monotonnie i dołująco artysta kilka razy wyrywa nas z tego świata, opowiadając o czymś innym. "Koszmar minionego lata" to przejmujący utwór o uczuciach, tych trudnych i bolesnych. Dobre są tu cytaty rosyjskojęzyczne, szkoda tylko, że jest o jeden cytat za dużo. A "Westworld" to piosenka, którą typowałbym na "przebój" – to może dobrze zabrzmieć w stacjach radiowych, nawet tych komercyjnych. Zresztą podobnie myślał artysta typując ten utwór  na singla.

Przekraczanie granic czy zdrada?

Kartky w środowisku uchodzi na rapera. Wcześniej rzeczywiście tak było, ale teraz trudno tę płytę zaliczyć do konkretnej stylistyki. A już na pewno nie jest to rap. Najlepiej więc zapomnieć o konieczności segregowania muzyki na gatunki. Bo najlepszym podziałem jest rozdzielanie na muzykę dobrą i tę drugą.  "Dom na skraju niczego" już wpisuję na moją listę najlepszych albumów roku.

 

8/10

Zostaw komentarz