Skip to content
16 kwi / Wojtek

Kękę – „To tu” [RECENZJA]

Jestem młody, niegłupi, obrotny i zdolny
Czego mam niby żałować?
Stoję przed lustrem, trzymam głowę do góry
Myślę: "Zrobiłeś to chłopak"

Jak na 17 lat na scenie dopiero 4 album to zjawisko wyjątkowe, na ogół raperzy wydają swoje krążki dużo częściej. Patrząc jednak na drogę artystyczną KęKę, a zwłaszcza słuchając jego ostatniego albumu można powiedzieć, że tak musiało być. Artysta dojrzał, zdobył doświadczenie sceniczne, ale przede wszystkim znalazł swoje miejsce jako człowiek. Album "To tu"" to wizytówka człowieka świadomego i odpowiedzialnego za to co robi. Jeśli spojrzeć na rap jako samodzielny gatunek, stylistykę, która zrodziła się z buntui ogólnej kontestacji, to Piotr Siara to już nie jest typowy raper, a raczej opowiadacz. Jego opowieść mnie wciągnęła.

To moje pierwsze spotkanie z tym artystą i jestem mu wdzięczny, że potraktował mnie delikatnie. Ta płyta mówi mi o autorze bardzo dużo, nie ma więc większego znaczenia, że nie zna się jego wcześniejszej historii. Być może ci, którzy śledzą wszystkie jego płyty, ten materiał odbierają inaczej. Można więc powiedzieć, że to już nie typowy rap, a rytmizowanie tekstów. Ale….czymże jest rap, jeśli właśnie nie skandowaniem swoich tekstów do wcześniej przygotowanych bitów?

Muzycznie jest trochę dziwnie, podkłady mogą zaskakiwać, bo nie mieszczą się w typowej stylistyce tego gatunku. Już w pierwszym  utworze zaproponowane brzmienie zwraca uwagę, jest "na bogato" i trochę jakby z innej bajki. Jednak w całości, po wysłuchaniu reszty utworów to wrażenie ucieka, głównie bowiem skupiamy się na tym o czym i w jaki sposób KęKę nam opowiada. Zresztą współpraca z kilkoma producentami przyniosła tu sporą muzyczną różnorodność. Te początkowo bogate brzmienia przeplatają się z dużo skromniejszymi i bardziej wysublimowanymi, pojawiają się żywe instrumenty – ogólnie jest całkiem interesująco.

Wszystkie utwory tworzą logiczną całość. Kękę opwiada nam o swoim życiu. O statusie człowieka ułożonego, poświęcającego się rodzinie, ale też pamiętającego o swoich początkach. Ta opowieść rozwija sie  logicznie i spokojnie. Pierwszym wstrząsem może być "Na dłoni" z partią Andrzeja Grabowskiego. Gdybym tę piosenkę usłyszał w radiu, osobno, to byłbym chyba zdegustowany. I okazuje się, że ta z pozoru tandeta jest tutaj po coś, bo występując zaraz po "Awdgb", w której KęKę "pisze" tekst razem ze swoim niemówiącym jeszcze synem, układa się w logiczny obraz. Jeśli jesteśmy już przy duetach, to współpraca z Sarsą, mimo że nawet udana, to na tym krążku brzmi trochę nie na temat. 

Duże wrażenie robi na mnie "Serce matki". Mam świadommość, że autor stąpa tutaj po cienkim lodzie. Na szczęście nie wpada do banału. Mnie przekonuje szczerość, ale podejrzewam, że tradycyjni wyznawcy rapu mogą mieć problem. Potwierdzeniem siły utworu było wykorzystanie go 2 dni temu na wrocławskiej gali MMA, podczas wejścia jednego z zawodników.

Po tej płycie zaprzyjaźniłem się z artystą, wierzę mu i wręcz podziwiam. To obraz człowieka, z którym można pogadać i napić się wódki. Cieszę się, że dotarłem do tej płyty.

zoba zoba zoba’
we na niego popa 
był normalny chłopak
tera jaki kozak

7/10

 

 

Zostaw komentarz