Skip to content
24 lis / Wojtek

Kortez – „Mój dom” RECENZJA]

Tej płyty należy słuchać łącznie, bo wyrwanie jej z konkekstu nikomu nic nie da. Chodzi o to, że poznawanie Korteza od krążka „Mój dom” nie spowoduje nagłej miłości do tego artysty. Natomiast ci, którzy pokochali „Bumerang”, pierwszy album Korteza, swoją miłość na pewno umocnią. Ja do fanów nie należałem, jednak mimo wszystko trochę łatwiej mi było tym razem. Dlaczego? Bo teraz, 2 lata po błyskotliwym debiucie, widzę, że Kortez nikogo nie udaje, ani nie chce się nikomu przypodobać. I albo ktoś zaakceptuję tę jego chropowatość, albo będzie szukał czegoś bardziej spektakularnego.

Album utrzymany jest w nieco mrocznych klimatach, ale nie tych z dymami i demonami. Kortez zaprosił nas do swojego życia i opowiada o nim bez retuszu. Takie podejście musi zrobić wrażenie. Mnie jednak sama strona artystycznej prawdy nie wystarcza, bo chciałbym usłyszeć trochę ciekawej muzyki – tej jest tutaj niewiele. Co prawda na płycie jest kilka piosenek, które znajdą swoich odbiorców, ale dla mnie są muzycznie nieco przegadane. Na pewno w mediach obronią się „Dobrze, że Cię mam” i „Nic tu po mnie”. Moją ulubioną jest „We dwoje” , piosenka trochę inna niż pozostałe, raodsna i optymistyczna.  Najbardziej podoba mi się w niej spójność muzyki z tekstem, i nawet nie przeszkadza mi lekka maniera artystyty – tę można poraktować jako jego znak firmowy artysty.

Jak zwykle najbardziej przeszkadza mi u Korteza sama muzyka, która bez pomocy akompaniamentu i ciekawych zabiegów produkcyjnych może zadziwić swoją prostotą. Tym razem Kortez postawił na skromniejszą oprawę instrumentalną, co może ucieszyć fanów, bo to daje gwarancję, że wersje koncertowe będą brzmiały bardzo podobnie. Niepokoi mnie jednak mocne związanie się artysty z instrumentami klawiszowymi, które częściej ciągną w dół całe wykonanie. Tak jest na przykład w „Wyjdź ze mną na deszcz” – to jeden z 2 utworów, w których zatęskoniono za rozbudowaną aranżacją. Zaczyna sie naprawdę interesująco, niemalże symfonicznie, ale za chwilę Kortez atakuje nas klawiszem i to w wersji, jaka kojarzy mi się z muzyką gastronomiczną. Może to kwestia estetyki albo progu bólu? Niesty mojego progu takie zabiegi nie przekraczają. A przecież można inaczej, bo w „Dobry moment”, drugim utworze z rozbudowaną aranżacją instrumentalną, wszystko jest na swoim miejscu. Nie dziwię się, że ten utwór wybrano na singla.

Dla mnie cichym bohaterem płyty jest Agata Trafalska, autorka tekstów, zresztą współpracująca z Kortezem od samego początku. To wręcz niewiarygodne, że płyta, która opiera się na mądrze opowiedzianej historii osobistej, została napisana przez osobę trzecią. Ale właśnie na tym polega wielkość artystów, aby zrozumieć, że nie wszystko trzeba robić samemu. Niestety teraz nastały takie czasy, że każdy młody wykonawca chce być odpowiedzialny za wszystko: tekst, muzykę, aranżację i nierzadko także produkcję. Imponuje mi, że na tym krążku postawiono właśnie na opowiedzenie prawdziwej historii, w której artysta bardzo szczerze opowiada o swoim życiu. Konsekwencja dramaturgiczna płyty jest tu podporząkowane do tego stopnia, że z materiału wypadła piosenka „Mój dom”, która miała firmować album. Ostatecznie tytuł płyty został, ale piosenki ją formującej nie ma. Niby to dziwne, ale taką śmiałą decyzję uważam za trafioną. W ten sposób otrzymaliśmy bardzo spójną, osobistą płytę. A to czy się komuś będzie podobała, to już kwestia osobistych preferencji.

6/10

Zostaw komentarz