Koza & Kuba Więcek – „NOC ŻYWYCH TRUPÓW” [RECENZJA]

O klasie Kuby Więcka wiemy sporo. Najbardziej imponują jego poszukiwania, bo gdyby poprzestał na tym, od czego zaczął, czyli graniu muzyki instrumentalnej, to ciągle byłby w podobnym miejscu, ale ciągle w pierwszym rzędzie mniej znanych artystów. A jego ciągle nosi – Fryderyk i paszport Polityki, to potwierdzenie klasy i uniwersalności. Już pierwszy album z młodym, kontrowersyjnym raperem był oznaką dużej odwagi, a potem „Kwiateczki” z muzyką do tekstów Jana Kochanowskiego i śpiewającą Pauliną Przybysz. Teraz muzyk po raz drugi nagrywa z Kozą, raperem, którym osobno bym się raczej nie zainteresował.
Tego albumu trzeba posłuchać głównie z uwagi na świetną muzykę, która w każdym utworze jest nieco inna, ale za każdym razem robi wrażenie. Swoją kompozytorską biegłość Więcek pokazuje w utworze “flashback”, ale najbardziej atrakcyjny dla słuchacza jest chyba „jezus”, bo tutaj raperowi udało się zaistnieć. Jeszcze lepszy, jednak już nie tak atrakcyjny jest „skill”. Za to świetnie słucha się zamykający album utwór „manicure” z tekstem wykonanym w dwugłosie – bardzo ciekawy pomysł.
Ten album podobał mi się od początku, ale cały czas nie bardzo wiedziałem jak go ugryźć. Bo z jednej strony świetna muzyka Więcka, ale towarzyszący mu Koza jakby nie mógł go dogonić. O co więc chodzi we współpracy tych artystów? W kilku utworach tekst jest tak słabo słyszalny, że musimy się domyślać jaka była intencja wykonawcy, a to raczej wina producenta. Ale nawet gdy słychać cały tekst, nie zawsze wiemy, jakie jest przesłanie, jakby muzyka zdominowała cały utwór. Mimo wszystko ważniejsze chyba jest to, że panowie się jakoś dogadali, bo nawet jeśli tekst do nas nie dociera, to na pewno nie przeszkadza. A to już jest coś!
8/10