Skip to content
24 paź / Wojtek

Kuba Badach – „Oldschool” [RECENZJA]

Tak długo na swoją płytę nie kazał nam czekać chyba żaden polski artysta. Już krótko przed premierą apetyt miał podscycić singiel. I zrobił to. Piosenka „Życie” z najnowszego albumu Kuby Badacha dała nadzieję na wielkie wydarzenie.

Wydając tę płytę Kuba Badach był już wokalistą bardzo doświadczonym, cenionym w środowiku i lubianym przez słuchaczy. Jakie więc było moje zdziwienie, kiedy kilka miesięcy temu moja znajoma, osoba raczej światła i zorientowana kulturalnie, zapytała kto to jest Kuba Badach. Pytanie wydawało mi się absurdalne, jednak okazuje się, że to co dla wielu z nas jest oczywiste, dla innych wcale być nie musi. Ten niewinny incydent uświadomił mi, że może Kuba Badach nie jest tak powszechnie znany? Podsumowując jego dotychczasowy dorobek 30 lat na scenie można powiedzieć, że Badach się wręcz ukrywał. Jego początki to 2 świetne płyty z zespołem Poluzjancji – wtedy, prawie 20 lat temu to był powiew świeżości. Później Badach nagrał album z piosenkami z repertuaru Andrzeja Zauchy – dla jednych świetny, dla mnie trochę przekombinowany i nie do końca przekonujący. I to właściwie cały dorobek. W międzyczasie arysta rozmieniał się na drobne, uczestnicząc w licznych projektach jako jeden z wielu, lub zaproszony gość. Mimo stosunkowo małej aktywności uważałem Kubę Badacha za świetnego wokalistę. Teraz więc, kiedy artysta zapowiada właściwie pierwszy indywidualny album, byłem bardzo ciekawy, jak jego wrażliwość muzyczna zmieniła się przez te wszystkie lata.

Wysłuchałem albumu z dużym zainteresowaniem i sporą radością. Ale tylko jeden raz. Każde następne przesłuchanie niosło wiele pytań.

Artysta zatytułował album nieco przewrotnie, a może wręcz prowokacyjnie – „Oldschool” ma na pewno nawiązywać do charakteru nagranej muzyki. Dla mnie nie jest ona „oldschoolowa”, jest raczej stylowa i świadomie wykorzystująca dorobek światowej muzyki. Sam Badach na pewno zna się na trendach, wie co i jak się gra na świecie. Może więc to jest również lekka asekuracja, na wypadek, gdyby ktoś się chciał przyczepić do patyny w tej muzyce? Nie ma co spekulować. Dla mnie strona muzyczna jest świetna. Podobają mi się linie melodyczne piosenek i znakomita warstwa instrumentalna. Nowet solówki, często w repertuarze popowym przegadane i niepotrzebne, tutaj są wyjątkowo trafione.

Mam jednak problem z piosenkami całościowo, bo większość tekstów na płycie rozczarowuje, a nawet momentami wkurza. W tworzeniu płyty brało udział dwoje autorów tekstów: Janusz Onufrowicz i żona artysty Aleksandra Kwaśniewska. Może tu jest odpowiedź na obecność słabych tekstów, bo jeśli mieszka się razem z osobą o ambicjach literackich, to trudno samemu mieć do tego wszystkiego dystans. Prawdopodobnie dlatego właśnie w tym kontekście mniej boli mnie słuchanie piosenek z tekstami anglojęzycznymi. – może nie są to arcydzieła, ale mają prawo się podobać.

Mimo wszystko ten album to dla mnie głównie materiał muzyczny. Tak, to mogło być spore wydarzenie na naszym rynku. Singlowe „Życie” jest niewątpliwie perełką całej płyty. Szkoda, że pozostałym piosenkom nie udało się dogonić tej klasy. Jedynie  broni się piosenka „Gdyby nie Ty” – mój kandydat na singla nr.2. Ale….w międzyczasie ukazał się drugi singiel i to z piosenką, która wcześniej jakoś mi umknęła. Dopiero połączenie jej z ciekawym obrazkiem zwróciło moją uwagę. I oto właśnie chodzi!

 

7/10

 

Zostaw komentarz