Skip to content
14 sty / Wojtek

Kubi Producent – „Sen, którego nigdy nie miałem” [RECENZJA]

Kiedy Kubi Producent nagrywał swój pierwszy autorski album, można mu było dużo wybaczyć: bo młody, bo rzucił się na głęboką wodę, bo ma jeszcze czas. Teraz, kiedy artysta wydaje drugi krążek, nie jest już tak optymistycznie. Te same błędy, podobny brak szerszej perspektywy – tego nie chce się słuchać ponownie.

Tu dobry jest jedynie początek. Najpierw „Pusty pokój, ale płyty diamentowe”, w którym Szpaku i Tulia dobrze się wpisują w ciekawą muzykę. Od „Zoe Kravitz” robi się dziwnie, jakby połączenie rapu z pieśnią biesiadną. Wyłamuje się utwór „Katakumby”, ale to wyłącznie za sprawą duetu Rów Babicze, bo ci panowie wiedzą o co im chodzi i nigdy nie biorą jeńców. A od połowy albumu zaczyna straszyć, „Upadłe anioły”, Biorę życie takie jakim jest”, „Mroczna komnata” i „Woda księżycowa” to koszmarki. Jakby Kubi wysłał swoim gościom gotową muzyką i powiedział: róbta co chceta. Bo tu nie ma żadnego planu, żadnej myśli przewodniej. A na koniec jeszcze zaskakujący „Gdy serce przestaje bić” z cytatami z „Jeziora szczęścia” Bajmu. Ręce opadają.

I dziwię się, że nikt nie powiedział artyście, że jego miejsce to produkcje albumów z jednym za każdym razem gospodarzem. Bo to raper mam być na pierwszym planie i ma odpowiadać za treść. Tutaj widać to jak w soczewce. Niestety.

4/10

 

Zostaw komentarz