Skip to content
9 lis / Wojtek

Kult – „Wstyd” [RECENZJA]

"Pójdę z moją dziewczyną na nowego Tarantino,
z chłopakiem się postaram na Almodovara."……..

…….W ten sposób Kazik Staszewski "rozprawia się" z zalewającą nas dwulicowością. Prawda objawiona, że świat nie jest czarno-biały, w ustach tego artysty brzmi zupełnie inaczej. Zresztą do tego zdążył nas już przyzwyczaić, bo kiedy Kazik za coś się bierze, to lipy raczej nie ma. I nie ma znaczenia czy jest to projekt solowy, czy granie z zespołem Kult, czy jedynie "doklejenie" się do innego przedsięwzięcia. Sukces jest jak gdyby wpisany w życiorys tego artysty. Płyta "Wstyd" to jego kolejny triumf. Co prawda w przypadku albumu zespołu nie można mówić o zwycięstwie jednej osoby, jednak….to głównie dzięki Staszewskiemu możemy słuchać tak rasowej płyty.

 

Jako się rzekło – ta płyta to głównie świetne teksty Staszewskiego. Przywoływanie jego nazwiska w kontekście ewentualnego zwycięzcy polskiej nagrody literackiej, co prawda bardziej w kategorii anegdotycznej, nie wydaje się wcale przesadzone. Po literackim Noblu dla Boba Dylana wielu specjalistów zaczęło nagle, może jeszcze nie dostrzegać, ale delikatnie brać pod uwagę możliwość docenienia autorów piosenek. Literacko rzecz biorąc Staszewski tutaj nie różni się od swojej wcześniejszej twórczości – obserwacja codziennego życia, naśmiewanie się z otaczających nas głupot – krótko mówiąc, jak zwykle bardziej jest to opisywanie, niż ocenianie. Jednak oceniania autor się nie ustrzegł, bo nie mógł, dosyć jasno prezentując swoje preferencje polityczne.

Muzycznie płyta jest średnio atrakcyjna. Najsłabszym elementem są linie melodyczne piosenek, ale są one tak charakterystyczne dla zespołu, że nawet nie powinno się ich analizować. Ta prostota kompozytorska to tak na prawdę znak rozpoznawczy Kultu, bo te banalne melodie właściwego sensu nabierają dzięki tekstom Kazika Staszewskiego. I ten materiał, cały czas dosyć prosty, czasami nawet toporny, zamienia się w magię w ustach i palcach muzyków z kapeli. Tutaj cała warstwa muzyczna jest zagrana interesująco, szczególnie tam, gdzie akompaniament mocno przykrywa miałkość kompozytorską. A jeszcze trzeba spojrzeć na ścieżkę wokalną, bez której nie byłoby tak charakterystycznego brzmienia Kultu. Ten lekko niechlujny, lekko nonszalancki sposób śpiewania czasami bliższy jest śpiewom biesiadnym, czy nawet stadionowym, niż ugładzonym produkcjom estradowym. To kolejny przykład na to, że muzyka ewoluuje i rozwija się w podobny sposób, może jednak nieco wolniej, niż dzieje się to na ulicy – tej realnej i tej mocno udawanej, czyli internetowej.

I tu pojawia się mój największy problem – połączenie tekstu z muzyką. Najczęściej słychać, że jest to dopasowywanie, może nawet zbyt bardzo na siłę, aby zaczęło ze sobą współpracować. I w większości przypadków udaje się to dosyć dobrze, głównie jednak dzięki tekstom. Wydawać by się mogło, że tak dobrych tekstów w połączeniu z wyrazistą interpretacją nie da się zepsuć żadną muzyką. Mimo wszystko wydaje mi się, że taką muzykę może stworzyć jedynie ktoś, kto mocno siedzi w stylistyce zespołu. Ta z pozoru grafomańska muzyka, nieprzypadkowo jest tak bardzo charakterystyczna. Zdarzają się jednak przypadki nienajlepszego dopasowania tekstu do muzyki, jak jest w piosence "To nie jest zbrodnia". Za to w "Ciszy nocnej" wyszło to znakomicie. Dzięki temu piosenka, która nie jest ani przebojowa, ani szczególnie atrakcyjna, na mnie robi największe wrażenie. Podobnie bardzo podoba mi się "Dwururka", utwór który zapewne niebawem będzie wielkim przebojem, bo oprócz ciekawych obserwacji (z zacytowanym na początku fragmentem tekstu) jest tu atrakcyjnie muzycznie – taka piosenka do wspólnego śpiewania, ale tylko dla tych trochę ambitniejszych.

Są też piosenki muzycznie bardzo proste, jednak dzięki świetnym akompaniamentom brzmią one duże lepiej. Tak jest w przypadku "Jeśli będziesz tam" i "Bezbronni w furii". Najciekawsze piosenki, utwory mówiące o ciekawych zjawiskach, ubrane są w atrakcyjną formę muzyczną. Na czele jest singlowy "Madryt", który bardzo szybko zdobył listy przebojów. Jest tu też "Odejdę", piosenka prześmiewcza i stylistycznie podobna do tego, do czego Kult nas przyzwyczaił. Osobny rozdział na płycie to "Pęknięty dom" w dwóch wersjach. To próba spojrzenia na to samo zjawisko z dwóch różnych stron. I może to zbyt sztuczne, bo nie do końca udane, ale ciekawe jako piosenki obserwacyjne, publicystyczne. Takie próby pokazują, że muzyka to nie tylko bezmyślna rozrywka, ale także czas i miejsce na refleksję.

A tytułowy "Wstyd"? Ani najlepszy, ani najgorszy, ale….ważny utwór na tej płycie. Dlaczego ta piosenka, niczym szczególnym się nie wyróżniająca, dała tytuł całej płycie? Może chodziło o podkręcenie zainteresowania, a może sprowokowanie do chwili zastanowienia się i osobistego rachunku sumienia? Na pewno tym krążkiem Kult przypomniał, że jest bardzo ważnym elementem naszej sceny, bo to przecież wstyd nie znać tej płyty.

Moja ocena: 7/10

 

Zostaw komentarz