Skip to content
22 maj / Wojtek

Kurt Elling – „The Questions” [RECENZJA]

Poprzednie ulbumy Kurta Ellinga, w ktróych artysta dotykał absolutu, wydawały się już totalnym szczytem. Nie sądziłem, że można jeszcze zaskoczyć. Tymczasem najnowszy albym "The Questions" powalił mnie na łopatki. To co wydawało się niemożliwe, tutaj jest faktem – Kurt Elling nagrał płytę, na której zachwyca wszystko.

Ten absolutnie profesjonalny wokalista z Chicago zawiesił sobie poprzeczkę wysoko. Jak zwykle śpiewa głównie covery. Tym razem wybrał kilka mniej znanych piosenek Petera Gabriela ("Washing of the Water"), Boba Dylana ("A Hard Rains") i Paula Simona ("American Tune"). I właśnie te 3 piosenki umieszczone na początku płyty są dla mnie potwierdzeniem klasy Ellinga. Zaczyna się ambitnie, bo "A Hard Rains" została wykonana po mistrzowsku. Powoli rozwijająca się dramamaturgia z koncepcyjnym akompaniamentem sugeruje, że to nie będzie płyta lekka, łatwa i przyjemna. I można tylko podziwiać producenta albumu, że właśnie ten utwór znalazł się na początku, bo on wymaga od słuchacza skupienia. I kiedy już udaje nam się wejść do  tego tajemniczego świata, nagle zostajemy powaleni fenomenalnymi interpretacjami wspomnianych utworów Gabriela i Simona. Tych dwóch piosenek mogę słuchać bez końca. Trochę nawet byłem zły na siebie, że tak mocno się temu poddałem, bo pozostałe utowry, równie znakomicie wykonane, zeszły na drugi plan.

A przecież pozostałe piosenki to też nie byle co, bo mamy tutaj "I Have Dreamed" z broadwayowskiego musicalu "The King and I" i znaną z wielu wspaniałych wykonań (m.in. Elli Fitzgerald) "Skylark". Umieszczono także 2 utwory premierowe z tekstami wokalisty, który w "Endless Lawns" posiłkował się wierszem Sary Seasdale, a w "The Enchantress" tekstem Wallace Stevensa.

Na tej płycie Elling zadaje pytania. Zadaje je przede wszystkim sobie, ale także każdemu słuchaczowi – o to co nas niepokoi, dziwi lub zachwyca. I pewnie nieprzypadkowo zaczyna się od wspomnianej ballady Boba Dylana, którą po elekcji Donalda Trumpa artysta rozpoczyna swoje wszystkie koncerty.

Osobne miejsce należy poświęcić oprawie muzycznej albumu. Strona instrumentalna, to w jaki spsosób podchodzi się do koncepcji wykonawczej, jak z wokalistą ucestniczy się się we wspólnym tworzeniu magii, to artyzm najwyższej próby. Z Ellingoem zawsze grali najlepsi,  teraz jeszcze zostało to wzmocnione, bo tymi świetnymi instrumentalistami "zarządza" współproducent albumu Branford Marsalis. Muzyk już wcześniej współpracował z Ellingiem przy nagrywamiu płyt, teraz podjął się roli szefa muzycznego. Efekt jest rewealcyjny. Do wyrażenia zachwytu nad tą płytą zabrakło mi skali ocen. Ten album powinien być lekturą obowiązkową dla każdego szukającego w muzyce czegoś więcej niż ładne melodie. Jestem przekonany, że jeśli ktoś raz zainteresuje się tym materiałem, to tak łatwo go nie zostatwi. 

10/10

 

 

 

Zostaw komentarz