Skip to content
17 lip / Wojtek

Lady Pank – „LP 1” [RECENZJA]

Czego nie zrobi się dla podtrzymania popularności.

Pomysł był prosty – nagrywamy nowoczesną wersję pierwszej płyty z 1983 roku. Brzmi interesująco. A jak wyszło? Skończyło się jedynie odświeżeniem pamięci o tej płycie. Nic interesującego. Szkoda jednak, że na tę sztuczkę nabrało się wielu słuchaczy.

Pierwszy album Lady Pank to dziś pozycja kultowa z wieloma hitami.

Gdyby zrobić listę największych przebojów kapeli, to będą tu górowały piosenki właśnie z debiutanckiej płyty. Aż trudno uwerzyć że takie hity jak: "Kryzysowa narzeczona", "Mniej niż zero", "Zamki na piasku", "Vademecum skauta", "Fabryka małp" pochodzą z jednej płyty. Może więc ktoś dobrze wymyślił, aby temu materiałowi nadać nowego ducha. Jednak w "LP 1" nie ma ani tego ducha, ani niczego istotnego, co odróżniałoby ją od pierwowzoru. Założenie, że warstwę instrumentalną wykonuje Lady Pank, w dodatku na tym samym instrumentarium powoduje, że słyszymy właściwie identyczny materiał. Na tym tle zaproszeni wokaliści niewiele byli w stanie zrobić.

 

A lista artystów może robić wrażenie: Zalewski, Nosowska, Markowski, Organek, Rogucki, Kowalska, Maleńczuk, Rojek i Janerka

I może niektóre wykonania brzmią oryginalnie, jak chociażby charakterystycznie brzmiący Artur Rojek. Jednak w ogólnym odbiorze pozostaje wrażenie, że uczestniczymy w spotkaniu znajomych, którzy nagle nabrali ochotę na muzykowanie, wyskoczyli więc na scenę i wykonali współczesne kopie. Bo tu nie pomogły ciekawe interpretacje Krzysztofa Zalewskiego i Piotra Roguckiego. Nawet kreacje Katarzyny Nosowskiej i dobrze czującego się w tych klimatach Grzegorza Markowskiego nie były w stanie przebić się przez dominującą warstwę instrumentalną.  Ba, nawet nie robi wrażenia oryginalna solówka akordeonowa Marcina Wyrostka. Być  może dlatego, że tu wszystko jest poporządkowane zespołowi. Ścieżki wokalne są nagrane jakby we mgle, przez to nie można do końca docenić tego, co być może wykonali doskonali wokaliści. Jeśli taka była koncepcja realizacyjna, to możemy jedynie potwierdzić założenie, że zespół na siłę chciał o sobie przypomnieć.

Jednym słowem: wielkie roczarowanie.

Słuchając tej płyty cały czas sie zastanwiałem, po co w ogóle ją nagrano. Spodziewam się, że dla fanów zespołu to niezła gratka. Dla mnie, przepraszam, ten krażek nie ma większego sensu.

 

5/10

 

Zostaw komentarz