„Lalayh Hathaway Live” [RECENZJA]
Tegoroczna nagroda Gramy dla Lalah Hathaway za najlepszą płytę R&B bardzo mnie ucieszyła. Imponujące jest, że artystka potrafi zyskać uznanie płytą koncertową, co nawet teoretycznie nie jest proste. Płyta „Lalah Hathaway Live” to zarejestrowany koncert z 30 października 2015 roku, a jej producentami byli mistrzowie: Terrace Martin i Robert Glasper (obaj panowie mają już w dorobku po 2 statuetki Grammy jako wykonawcy). Na scenie z artystką wystąpili znakomici muzycy i wokalistki towarzyszące. Efekt jest znakomity. Głównie za sprawą głównej bohaterki.
Wokalistka pokazuje, że zaśpiewanie na scenie rządzi się trochę innymi prawami. Tutaj trzeba utrzymać zainteresowanie widowni, ale też samemu wytrzymać ponadgodzinny koncert. Dlatego piosenki są nieco dłuższe, z większą ilością partii instrumentalnych, a sama wokalistka pozwala sobie na dużo więcej luzu. I ten luz właśnie trochę mi przeszkadza. Z jednej strony opada szczęka, że Lalah potrafi robić z głosem tak niesamowite rzeczy. Czasami jej wokalne skoki w bok są bardzo zaskakujące. Ale oprócz zaskoczenia nic z tego nie wynika. Takie zwykłe popisywanie się. Co prawda nie wiem ile obecnie na świecie jest wokalistek, które mogłyby dorównać Lalah Hathaway sprawnością techniczną, pewnie niewiele. Jednak chyba nie oto chodzi. Spodziewam się, że gdyby wokalistka zechciała nagrać materiał popowy z dobrym producentem pilnującym jej zakusy do wirtuozerii, to mogłaby to być perełka. Na razie jednak Lalah jest wierna swojej stylistyce. Jej skok do wielkiego muzycznego świata rozpoczął się nagrodą Grammy, którą artystka otrzymała w 2014 roku również za nagranie koncertowe. Piosenkę „Something”, którą artystka zaśpiewała gościnnie na płycie Snarky Puppy, uznano za najlepszy utwór R&B 2013 roku. Zbiegiem okoliczności ten zespół także odebrał swoją statuetkę Grammy 2017 za album „Culcha Vulcha”.
Wracając do Lalah Hathaway, zwłaszcza jej wielkiej wokalnej klasy. No cóż, jeśli ma się takie geny, to chyba nie można gorzej śpiewać. Przypomnijmy, że ojcem artystki jest Donny Hathaway, wielka gwiazda muzyki soul lat 70. Po ojcu artystka odziedziczyła zamiłowanie do nieco niszowej muzyki oscylującej wokół R&B, co nawet można zauważyć śledząc jej najważniejsze osiągnięcia – zaczęło się w 2010 roku nominacją do Grammy, ale już od 2014 r. artystka corocznie otrzymuje statuetkę (w tym roku nawet 2), czym pobiła rekord artystów tego gatunku. Dlatego trochę może martwić, że tak znakomita i uznana artystka jest bardzo mało znana na szerszą skalę. A może to i dobrze? Może taka muzyka wymaga większego skupienia i świadomości? Warto zwrócić uwagę na drugą tegoroczną nagrodę, którą artystka otrzymała za wykonanie piosenki z repertuaru Arethy Franklin „Angel”. Coverowanie utworu ikony współczesnej muzyki, w dodatku z taką klasą, to już naprawdę wyższa szkoła jazdy.
Na tej płycie znajdują się piosenki różne, ciekawe i refleksyjne, obok żywych i prowokujących publiczność do zabawy. Ja zdecydowanie wolę te spokojne, w których artystka może bardziej skupić się na interpretacji i przekazaniu emocji. Moją ulubioną piosenką jest „Mirror” – nastrojowa ballada, znakomicie zaśpiewana i zagrana. Paluszki lizać! Niezła też jest „When Your Love Was Love”. Z kolei w „Forever, For Always, For Love” artystka nie umiała się powstrzymać i z pięknej ballady zrobiła popis wokalny, głównie ozdobników. A szkoda, bo to świetna piosenka z płyty „Outrun the Sky”. Ale może właśnie z uwagi na nieco starszy materiał, bo piosenka ma już ponad 10 lat, artystka pozwoliła sobie na odświeżenie jej. Na szczęście ten los nie spotkał utworu z ostatniej płyty studyjnej. W „You Were Mean For Me” wszystko brzmi jak należy, mimo że ta wersja różni się od pierwotnej, ale to chyba komplement dla wokalistki i wszystkich występujących z nią muzyków.
Takich płyt chciałoby się słuchać więcej, mimo że wersje koncertowe wymagają zupełnie innego podejścia. Dla fanów jednak mają ważne znaczenie, bo dają namiastkę jej koncertów. Co prawda wokalistka wystąpiła w Polsce w 2011 roku, ale dopiero porównanie tego występu z tym co się dzieje na płycie live daje nam wyobrażenie o potencjale artystki.
Moja ocena: 9/10