Lawrence – „Living Room” [RECENZJA]

Ten mało znany u nas zespół to ciekawe uzupełnienie bogatej oferty amerykańskiej sceny. Główną postacią kapeli jest Claude Lawrence, który zaczął od założenia zespołu The Clyde Lawrence Band. Przez kilka lat formacja występowała głównie lokalnie, nagrała także jeden album. Nieco później do składu dołączyła siostra lidera, Gracie Lawrence – tak powstał 9-osobowy zespół Lawrence złożony głównie z kolegów Clyde’a poznanych podczas studiów w Brown University.
Muzyka zespołu przyciąga od pierwszych dźwięków. Uderza radość grania i duża dojrzałość. Ciekawe, śmiałe aranżacje stanowią o sile zespołu i są ich znakiem rozpoznawczym. Na pierwszym planie jest tu wokalista Claude Lawrence, wyrazisty i świadomy tego co robi. Wszak on właśnie jest autorem wszystkich piosenek, także głównym aranżerem. Nieco gorzej jest w przypadku drugiej wokalistki, siostry lidera – jej manieryczny głos może momentami drażnić. Jednak w całości to wszystko ma sens, zwłaszcza w piosenkach: „More” i „Try”. Kończący album utwór „And Many More” jest zapowiedzią zupełnie innego stylu – harmonie wokalne bardzo wyróżniają się na tle reszty, mocno zdominowanego instrumentalnie materiału.
Piosenki zespołu Lawrence na pewno nie są rewolucyjna. Często słyszymy inspiracje innymi artystami, jak choćby w „The Heartburn Song”, „Almost Grown” i „The Last Song”. Mimo tego ich utworów słucha się z dużą przyjemnością. Bo nie zawsze chodzi o to, aby zaskakiwać i szokować. W tym przypadku liczy się po prostu miła, dobrze zagrana muzyka, taka, którą chętnie posłuchamy w samochodzie, albo na kameralnym spotkaniu w domu. Jeszcze inaczej słucha się piosenek zespołu na koncertach – świadczą o tym albumy live. One właśnie pokazują, że muzyka zespołu Lawrence ma wielu sympatyków. Ja się do nich zdecydowanie zaliczam.
9/10