Leon Bridges – „Gold-Diggers Sound” RECENZJA]

Artysta, który zaczynał od lokalnych konkursów karaoke już dawno znalazł swoją ścieżkę. Jego najnowszy, trzeci album to potwierdzenie klasy, ale też powtarza się to, co zauważalne było wcześniej – profesjonalizm i dobry smak. „Gold-Diggers Sound” to nowoczesne, dobrze zagrane ballady, których z przyjemnością się słucha. Trudno tu mówić o konkretnej stylistyce, mimo że branża umieściła artystę w R&B – w tej kategorii był już kilkukrotnie nominowany do nagrody Grammy.
W tym albumie nie ma wyróżniających się piosenek, trudno też wybrać którąś z nich na singla. Wytwórnia zdecydowała się na trzy: „Sweeter”, „Motorbike” „Why Don’t You Touch Me” , ale na dobrą sprawę mogły być to zupełnie inne piosenki. To co tutaj zwraca uwagę to staranność wykonawcza, Bridges przykłada się do wielu szczegółów, a przy tym udaje mu się zachować stosunkowo powściągliwie. Pomagają mu w tym liczni producenci, ale głównie Rickey Reed, artysta będący gwarancją jakości. No i są jeszcze świetni goście: Robert Glasper, Terrace Martin i Ink. I to kolejne potwierdzenie klasy, bo tacy artyści nie występują z byle kim.
Tego albumu na pewno warto posłuchać, mimo że nie jest to materiał, do którego będziemy chcieli wracać. Ale o dwóch perełkach muszę wspomnieć. Pierwszą z nich jest instrumentalna wstawka „Gold-Diggers”, która przy okazji stanowi świetny wstęp do następnej piosenki. Drugi smaczek to ostatnia piosenka. W „Blue Mesas” zachwyca nietypowa aranżacja i ogólnie nastrój. I dla takich właśnie piosenek, ale też dla tej ogromnej wyobraźni tego albumu trzeba posłuchać.
9/10