Skip to content
28 kwi / Wojtek

Łona i Webber – „Śpiewnik domowy” [RECENZJA]

Wydany niedawno "Śpiewnik domowy" to już 8. album Łony, a 6. nagrany z Webberem. W ten sposób artysta zbliża się do magicznej liczby 20 lat na scenie, więc ta ilość płyt nie jest powalająca, zwłaszcza w porównaniu z wieloma młodymi raperami, którzy wydają kolejne krążki z szybkością trzyzmianowej piekarni. Ale nie. Łona i Webber to artyści wytrawni, ceniący jakość. Zresztą słuchacze, przyzwyczajeni do wysokiego poziomu duetu, nie wybaczyliby czegoś zrobionego na odwal. I chyba nie można zaplanować lepszego czasu na to wydawnictwo, bo teraz, kiedy cała Polska zmuszona jest do pozostania w domu, podarowanie płyty pod takim właśnie tytułem wygląda, jakby było zaplanowane. Bo "Śpiewnik domowy" jest niewątpliwie odpowiedzią na dzisiejszą sytuację. A jest to nawiązanie do "Śpiewników domowych" Stanisława Moniuszki, cyklu pieśni, które, jak pisał Witold Rudziński: "mają być do użytku domowego, przeznaczone dla każdego, na różne okoliczności codziennego życia. Mają też odpowiadać różnorakim nastrojom i potrzebom serca, dlatego uderza tak bogata ich różnorodność."

Idąc kluczem z pierwowzoru, czyli z połowy XIX wieku, panowie zaplanowali wszystko tak, aby element różnorodności został spełniony. I z tego być może wynika długość albumu, a raczej jego krótkość (8 utworów, a właściwie 7, bo jeden jest powtórzony)  pozostawia niedosyt. A najciekawsze, że w tej mieszane utworów każdy może odebrać je inaczej, po swojemu.

„No akomodejszon"

W tym otwierającym i zamykającym album utworze Łona dotyka problemu konfliktów pokoleń. Na przykładzie upychania rzeczy przez syna w szafie autor w dowcipny sposób mówi o tym, z czym teraz spotykamy się obecnie coraz częściej w każdym domu. A fragment, w którym oddany jest głos samej szafie, to perełka: "No accommodation for legos". Towarzysząca muzyka, mimo pierwszoplanowej roli tekstu, jest tu mocno dominująca, na pewno świetnie dopełnia całość. I dobrze, że ten utwór poznajemy w dwóch wersjach, bo ta druga, z bardziej rozbudowanym instrumentarium i głosami drugiego planu pokazuje możliwości kreacji. Dla mnie jest nieco ciekawsza, ale nie wiem, jakbym ją odebrał, gdybym nie znał wcześniej tej wersji spokojniejszej, bardziej skupionej na tekście.

"Stop, Nadiu"

W tym utworze o zabawach alkoholowych dla mnie jest coś ważniejszego. Bo to głos na temat obcokrajowców pracujących w Polsce. Niby nic nowego, a jednak. Sprawnie napisany tekst ze świetną muzyką i zaskakującą pointą.

"Co tam, mordo?"

Po dwóch łobuzerskich utworach przyszedł czas na zwolnienie. "Co tam, mordo?" to taki "small talk", czyli "nuda, nic się nie dzieje". Oczywiście Łona nie byłby sobą, gdyby napisał tekst o niczym, więc jak najbardziej się dzieje, tylko inaczej. I do tego bardzo dobra muzyka.

"Echo"

I teraz zrobiło się poważnie, bo artyści podjęli temat marca 68 z perspektywy szczecińskiej. Podeszli do tego jak profesjonaliści: Łona pozbierał fakty z rodzimych realiów, a Webber zrobił świetną muzykę, nieco klezmerską, ale nowoczesną. Przy okazji szczegół z procesu tworzenia, bo panowie mówią, że pierwszy raz się zdarzyło, że Webber napisał muzykę do gotowych tekstów. Pewnie dlatego efekt końcowy jest tak znakomity. Co to znaczy wspólny przelot!

"Udostępniam Ci playlistę"

Zostajemy w podobnym klimacie, tym razem muzyka jest jakaś taka bałkańska, jakby reminiscencje z Bregovica. I do tego łobuzerski, prowokacyjny tekst. Klasa!

"Nikifor Szczeciński"

Panowie znowu zabierają nas do Szczecina, no bo przecież jesteśmy w "Śpiewniku domowym", a dom to nie tylko cztery ściany. I znowu zatapiamy się w klimaty uliczne, słuchając o domorosłym artyście. A tłem do tej opowieści jest barwna muzyka przemycająca stylistykę łemkowską – przy tej okazji artyści chcieli okazać szacunek ginącym kulturom ludowym. Teledysk do tego utworu to kolejne dzieło sztuki.

"Niepogoda"

I znowu świetny, refleksyjny utwór. Pod pretekstem klimatów ulicznych Łona robi kumulację polskich drobiazgów. Mamy więc wyświechtane fragmenty Żeromskiego i Staffa, pojawia się też Pilch, a ukoronowaniem jest Przybora ("aż szkoda tej ni niziny, ni wyżyny, ni równiny"). Do tego bardzo dobra muzyka – tutaj też mamy wisienkę na torcie w postaci fragmentu Chopina. I znowu wielka klasa!

Jeśli się już porozkoszowaliśmy tym materiałem, odkodowaliśmy te wszystkie zagadki, muzyczne i tekstowe, nagle odkrywamy, że ten bogaty, różnorodny album to zaledwie 29 minut muzyki. No właśnie, sztuka nie lubi pustych przebiegów. A Łona i Webber zdecydowanie nie!

8/10

 

Zostaw komentarz