Skip to content
14 kwi / admin

Lucky Daye – „Table for Two”

Ucieszyłem się niedawno, kiedy ogłoszono, że Lucky Daye zdobywa statuetkę Grammy. Swoją pierwszą, bo nie mam wątpliwości, że kolejne będą niedługo, mam tu na myśli choćby wydany niedawno najnowszy krążek. A tę nagrodę odbieram bardziej jako uznanie zasług, niż akurat docenienie tego akurat mini albumu. Bo to artysta bardzo zajęty, tworzący repertuar dla wielu gwiazd, artysta, który dopiero po wielu latach aktywności wydaje swój pierwszy album. I ten od razu zostaje uznany, bo 4 nominacje do Grammy, to wręcz sensacja. „Table for Two” to drugi album artysty. Można się jedynie zastanawiać, dlaczego pierwszy album uznano za R&B, a ten nagrodzony za progresywny R&B, bo jednak bardziej śmiały i nowoczesny jest ten pierwszy. A jeśli chodzi o nominacje w tej kategorii, to konkurencja była bardzo wyrównana. O większości albumów już pisałem, i trudno byłoby mi wybrać ten zdecydowanie najlepszy – zależy na co się zwraca uwagę. Dla mnie najbardziej spełniający definicję, jeśli taka istnieje, progresywnego R&B spełniają Hiatus Kaiyote i Masego, ale każdy z pięciu nominowanych albumów w równym stopniu zasługiwał na nagrodę. Cieszę się więc, że Lucky Daye został w końcu doceniony, zwłaszcza że pozostali nominowaniu mają już w swoim dorobku nagrody Grammy lub co najmniej kilka nominacji.

Pomysł na ten album jest przewrotny, bo Lucky Day, jako świetny wokalista, pozostawił dużo miejsca dla zaproszonych wokalistek – wśród 6 piosenek, tylko jedna zaśpiewana jest solowo, reszta w duecie, każda z inną wokalistką. I każda z nich jest świetna, ale to artystki doświadczone, znane z wcześniejszych udanych występów z uznanymi wykonawcami. Wymieńmy więc wszystkie panie: Yebba, Mahalia, Ari Lennox, Queen Naija i Joyce Wrice. Każda z pań mocno wpływa na kształt śpiewanej piosenki, dlatego mimo, że pochodzą one od jednego twórcy, to różnią się drobiazgami, które włożyły w swoje wykonania panie. Szczególnie podoba mi się to, co zrobiła Queen Naija w „Dream”. Ale nawet kiedy zaproszone wokalistki wnoszą dużo do piosenki, to ciągle tu przewodnikiem jest Lucky Daye, bo to on w końcu wie jak ma brzmieć każda piosenka, a zapraszając artystkę do konkretnej piosenki na pewno uwzględnił jej  potencjał. Tak jest np. w „My Window” – tutaj Mahalia włożyła swój talent, a autor spowodował, że wszystko brzmi magicznie, a to zasługa świetnej aranżacji z dobrze wkomponowanymi dźwiękami „domowego” pianina. Takich smaczków jest tu więcej. Warto im się przyjrzeć.

9/10

Zostaw komentarz