Skip to content
29 wrz / admin

Magiera ze swoim pudełkiem czekoladek „Feat”. [RECENZJA]

Tak, znowu potwierdza się powiedzenie Forresta Gumpa, że: „Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz, co ci się trafi”. W tym przypadku o muzykę chodzi, ale filozofia podobna – w swoim debiutanckim krążku Magiera umieścił zestaw bardzo różnorodnych czekoladek, ale każda jest na swój sposób smaczna, bo jeden  lubi słodkie, inny kwaśne, a jeśli trafi się jakaś niedobra, to odkładając ją liczymy, że komuś przypasuje, albo da się nabrać. Niezależnie od smaku kolejnych utworów, wszystkie oparte są na świetnej recepturze i jakości. Mnie smakowały prawie wszystkie, ale niektóre bardziej, jak: „Naszyjnik” ze spokojnym, intrygującym Szczylem i rozbujanym, kontrastowym Sariusem. Podobnie dobrze smakują „O tym” z duetem Jetlagz, „Drobna zabawa” z Sobelem i zostawiony na deser, zamykający album „Syf” z udziałem Miłego ATZ.  Jednak największe wrażenie robi na mnie „Na już” z tłumem gości: Otsochodzi, Fisz, Pezet. Ta czekoladka jest w moim pudełku w centralnym miejscu.

Uznany producent, ostatnio wręcz gigant gatunku po 20 latach decyduje się na autorski materiał. Wiadomo, że trema musi być, bo nawet jeśli jest się wybitnym muzykiem, to robiąc w branży, w której bardzo liczy się słowo, mimo wszystko jest się na nieco dalszym planie. Co prawda Magiera wielokrotnie potwierdzał, że umie wejść w materię, zrozumieć intencje śpiewającego lub rapującego artysty, ale teraz on sam rozdaje wszystkie karty. A jak je rozdał?

Do każdego utworu Magiera zaprosił innego wykonawcę, a raczej wykonawców, bo najczęściej są to 2, 3 osoby. I ciekawie jest, gdy inny artysta odpowiada za cześć rapowaną, a inny śpiewa w refrenie – dzięki temu zabiegowi jest nieco nietypowo, na pewno nieprzewidywalnie, a w związku z tym świeżo i interesująco. Wśród zaproszonych artystów wielkiego zaskoczenia nie ma, pewnie kluczem były kontakty zawodowo-prywatne. I to pewnie jedyne kryterium wyboru, bo można się nawet zdziwić tak sporym rozrzutem. Kiedy jednak słuchamy materiału możemy zachodzić w głowę jak to się Magierze udało, że te pozornie odległe treści i stylistyki, bez konkretnego motywu przewodniego, są jednak ze sobą spójne. To oczywiście zasługa samej muzyki. I tak ten album warto postrzegać, bo na pewno nie jest to wielkie wydarzenie w kategorii przekazu, czyli tego, do czego rap i hip hop służą, a mimo tego chce się do niego wracać. Jak do leżących w szufladzie czekoladek.

7/10

 

 

 

Zostaw komentarz