Skip to content
5 paź / Wojtek

„Makabreski” – RECENZJA

Co może wyjść ze współpracy doświadczonego muzyka niekomercyjnego i dobrej, inteligentnej wokalistki? Albo arcydzieło, albo makabra. Nic więc dziwnego, że przy takim połączeniu powstała płyta „Makabreski”. Ten album jest właściwie efektem ubocznym ciekawego projektu. Założeniem było stworzenie „serialu” złożonego ze świetnych klipów. Jednak na to wpadłem dopiero po wysłuchaniu całej płyty.

Projekt „Makabreski” to dwoje doświadczonych, jednak nie tak bardzo komercyjnych artystów. Głową i szyją projektu jest Tomek Bolek Sierajewski, gitarzysta znany z niszowych kapel, głównie Elvis Deluxe. Natalię Grosiak znamy dzięki zespołowi Micromusic, gdzie jej wyjątkowy głos jest znakiem rozpoznawczym. Artystka ten rok może zapisać do szczególnie udanych i atrakcyjnych, bo oprócz „Makabresek” brała także udział w projekcie „Historie”, który we współpracy z Andrzejem Smolikiem i raperem Miuosh’em powstał z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.

Kiedy wysłuchałem „Makabreski” pierwszy raz, miałem wrażenie, że to świetny materiał do spektaklu teatralnego. Mocno się nie pomyliłem – te piosenki żyją w symbiozie z teledyskami, które im towarzyszą. I tak na dobrą sprawę do końca nie wiadomo, co było pierwsze – pomysł filmu, czy piosenka. To oczywiście nie ma większego znaczenia, bo liczy się efekt ostateczny. A ten jest świetny. To chyba pierwszy tego typu projekt w Polsce. A jeśli chodzi o wspomnianą symbiozę, to jeszcze lepiej jest w samych piosenkach. Tutaj rzuca się w uszy wyjątkowe dopasowanie tekstu do muzyki, jakby napisała ją jedna osoba. I tak właściwie jest, bo większość tekstów napisał kompozytor, jednak kilka znakomitych tekstów jest autorstwa Natalii Grosiak. Oczywiście nie mam tutaj intencji aby wartościować teksty, bo wszystkie są interesujące. Najciekawsze jednak jest, w jaki sposób te niełatwe piosenki zostały zaśpiewane. Natalia jest dowodem na wokalistykę naturalną, niewydumaną. Najczęściej śpiewa bez żadnego kunktatorstwa, jakby po prostu chciała te piosenki jak najczyściej odśpiewać. Może właśnie taki brak interpretacji jest właśnie najlepszą interpretacją? To był oczywiście żart, bo na pewno Natalia Grosiak taki sposób ekspresji dopasowała stosownie do charakteru utworów, i na pewno zrobiła to wspólnie z kompozytorem. Tam jednak gdzie trzeba, wokalistka potrafi się trochę  wokalnie „powygłupiać”. Brawo!

Chyba pierwszy raz mi się zdarza, że nie znalazłem na polskiej płycie ani jednego elementu, który by mi przeszkadzał. Oprócz świetnych tekstów i tworzącej niezwykły klimat wokalistki, na oklaski zasługuje warstwa muzyczna. Same melodie piosenek, lekko dziwne, lekko „odjechane”, nie powstałyby, gdyby nie świadomość kompozytorska Tomka Sierajewskiego. Pomysł napisania kilku piosenek w oparciu o pentatonikę (skala pięciodźwiękowa), to już świadectwo wyrafinowanej świadomości. Ta dziwna skala jest najczęściej słyszana w muzyce ludowej, stąd też nasze wrażenia podczas słuchania piosenek z „Makabresek”, że słuchamy czegoś  nie z tego świata. Na taki zabieg, od czasu do czasu obecny we współczesnej muzyce rozrywkowej, pozwolić sobie może jedynie świadomy artysta, który realizuje przemyślaną koncepcję. I takim właśnie muzykiem jest niewątpliwie Sierajewski. Ponadto warstwa instrumentalna całego materiału, urozmaicona, ciekawa, często zaskakująca, została przez Sierajewskiego nagrana samodzielnie. To wszystko ma niewątpliwy wpływ na spójność tego co słyszymy i oglądamy. Brawo, brawo, brawo!!!

Moja ulubiona piosenka „Smalczyk walczyk” nabiera zupełnie innego wydźwięku po obejrzeniu klipu. Jego zbyt dosłowność chyba trochę zabija to, co płynie z samego utworu. W efekcie mamy obraz nieco przerażający, nieco dziwny, głównie makabryczny. Może to rozwiązanie trochę za bardzo odważne, ale jak inaczej może być, jeśli zdecydowano się na album nie sygnowany tytułem jednego z utworów, ale wyciągając jak gdyby średnią wszystkich doznań. Makabreski, po prostu „Makabreski”!

Wczoraj przyłapałem się na tym, że melodie z płyty przypominają mi się często w ciągu dnia. I to chyba największy komplement dla płyty, która w założeniu miała być zespoleniem kilku środków wyrazu. Co by jednak nie powiedzieć, muzyka zawsze powinna być elementem wiodącym. Wielki szacun dla artystów, którzy stworzyli arcydzieło. Kiedy zaczynałem recenzować płyty nie sądziłem, że polska produkcja będzie w stanie wywrzeć na mnie tak silne wrażenie. Dotychczas wysokie noty rezerwowałem jedynie dla artystów zagranicznych. Nadszedł czas na „dobrą zmianę”.

Moja ocena 9/10

 

 

Zostaw komentarz