Skip to content
26 sty / Wojtek

Manhattan Transfer & Take 6 – „Summit” [RECENZJA]

Pisałem już kilka razy wcześniej, że ubiegły rok był szczególnie łaskawy dla miłośników zespołów wokalnych. Bodaj nigdy wcześniej nie zdarzyło się, aby w tym samy  roku swoje albumy wydały wszystkie liczące się grupy. Przypomnę, że mieliśmy przyjemność rozkoszować się krążkiem Take 6 i aż dwoma albumami Pentatonix. Do kompletu dołożyły sie jeszcze Manhattan Transfer i New York Voices, a te grupy ostatnio nie tak często nagrywają nowy materiał. Można więc powiedzieć, że 2018 był dla nas, ludzi zakręconych śpiewaniem harmonicznym rokiem szczególnym. I jak by tego było mało, w grudniu ukazała się wyjątkowa gratka, wspólny album  Manhattan Transfer i Take 6.

Płyta ukazała się pod tytułem "The Summit" i jest rejestracją niezwykłego koncertu, który odbył się w listopadzie ubiegłego roku w Chicago.  Tytuł albumu (pol: szczyt) to jedynie potwierdzenie, że występujący artyści mają świadomość, w jak niezwykłym wydarzeniu biorą udział. Ale nie, spokojnie. Nie ma tym nic niewykłego, bo album jest przeciętny, a sam fakt, że dwie supergrupy znalazły się na scenie nie powinien być głównym magnesem. Zresztą nawet w Polsce, podczas jednego z koncertów Jazz Jamboree, oba zespoły wystąpiły w jednym koncercie. I to  było wielkie wydarzenie, dla mnie uczta. Być może koncert w Chicago też był interesujący dla widzów, jednak kiedy na płycie słucha się tylko fragmentów koncertu, odartych z tej całej atmosfery i wszystkiego co się działo na scenie, to do zachwytu jest raczej daleko.

Koncert został zaplanowany jako muzykowanie obu zespołów. Rozpoczyna się wspólnymi wykonaniami piosenek z repertuaru Manhattan Transfer. Siłą rzeczy ta grupa jest tu bardziej słyszalna, a w cołości, poza ciekawostką brzmieniową, nie ma w tym nic szczególnego. Na koniec obie grupy wykonują wielki przebój Ray'a Charles'a "What'd I Say" – jedyne na płycie wykonanie całkowicie premierowe. W tej ramie wspólnego śpiewania zespoły głównie przypominają swoje największe przeboje – Manhattan Trasfer te najbardzej znane, Take 6 postawił na piosenki nowsze. 

W środku koncertu jest jego najciekawsza część. Zespoły postanowiły wykonać fragmenty piosenek z repertuaru swoich "przeciwników" – sami zainteresowani ten etap nazwali pojedynkiem. Z przyjemnością słucha się, kiedy zespoły tak różne brzmieniowo śpiewają piosenki znane z innych wykonań. Co prawda ten eksperyment sprawiał wrażenie przygotowania w ostaniej chwili, jakby na pół godziny przed wyjściem na scenę, ale bardzo mi się podobał. Szczególnie inaczej zabrzmiała "Mary" w wykonaniu Manhattan Transfer.

Najboleśniej jest w części koncertu, kiedy oba zespoły wykonują piosenki a cappella. Słychać od razu, że Take 6 jest w dużo lepszej formie, co zapewne wynika z faktu, że grupa dużo częściej, czasami całe koncerty, śpiewa bez intrumentów. Szczególnie urzekło mnie wykonanie "Overjoyed", zaśpiewane piękną harmonią, z uczuciem i klasą, a delikatnie towarzyszące im instrumenty dodają jeszcze blasku.

Czy ta płyta jest ciekawa? Zapewne zainteresują się nią głównie koneserzy, którzy kolekcjonują wszystkie nagrania obu zespołów. Obawiam się, że dla tzw. przeciętnego słuchacza, który nie często słucha zespołów wokalnych, ta płyta nie będzie interesująca.

8/10

Zostaw komentarz