Marek Dyjak – „Piękny instalator” [RECENZJA]
Ta płyta przypomniała mi kilka dyskusji na temat zjawiska "bard". Bo w Polsce tak się przyjęło, że za barda uważa się kogoś wykonującego piosenki autorskie. Idąc tym tokiem rozumowania usłyszałem argumentację, że bard to automatycznie część większego zbioru pt. piosenka autorska. Mało tego, są zwolennicy gatunku uważający, że piosenka autorska to osobna dyscyplina i nie polega ona wyłącznie na wykonywaniu swojego repertuaru, ale także wpisaniu się w określoną stylistykę. Tu można wymienić kilka nazwisk (dla bezpieczeństwa amerykańskich): Bob Dylan, Carole King, Joni MItchell, Paul Simon.
Wracając do Marka Dyjaka – album "Piękny instalator" przyjąłem jako potwierdzenie mojej tezy. Bo oto słucham charyzmatycznego barda, który na tej płycie wykonuje wyłącznie obcy repertuar, ale robi to tak przekonująco, że długo myślałem, że to jego. Niestety ostatnio tak się porobiło, że pretensje do tworzenia piosenek mają wszyscy wokaliści, dlatego też cały czas zalewani jesteśmy bełkotem. Marek Dyjak powraca do szlachetnej tradycji sprzed lat, że wytrawny wykonawca nie musi być kompozytorem swoich piosenek, ani nie musi nawet udawać, że ma coś do powiedzenia w tekstach. Dyjak oddaje się w ręce specjalistów. I właśnie o to chodzi, aby dobrać sobie piosenki, które w nowych interpretacjach nabiorą dodatkowego sensu.
Na "Pięknym instalatorze" jest 10 piosenek. Ich rozrzut stylistyczny jest może nie tak duży, ale jednak słychać różnorodność klimatów. Bo oprócz tak sugestywnych utworów jak: "Zapalasz ogień", "Pies" i "Przywykłem już" możemy się rozkoszować także piosenką "Miriam" z filmu Jasminum z muzyką Zygmunta Koniecznego i pięknym tekstem Roberta Kasprzyckiego. Te wszystkie piosenki spina swoją charyzmatyczną interpretacją Marek Dyjak. Jego głos, bardzo charakterystyczny i surowy, jest tutaj dodatkowym atutem. Bo potwierdza się stara prawda, że posiadanie najleszego nawet instrumentu nie uczyni z nikogo wirtuoza.
Wspomniana piosenka z filmu z 2006 roku nie jest jedynym tu powrotem do przeszłości. Rozpoczyna się tytułowym "Pięknym instalatorem", którym Marek Dyjak rozpoczynał swoją przygodę z profesjonalną sceną – piosenkę artysta wykonywał na krakowskim festiwalu studenckim w 1995 roku. Ten stary utwór artysta teraz wykonał w towarzystwie rapera Vienia. I to jest strzał w "10", bo piosenka, mimo swojej zgrzebności, właśnie dzięki nowoczesnemu wykonaniu brzmi bardzo przekonująco.
A moja ulubiona to "Piosenka na klęczkach" ze znakomitym fortepianem i prostą, mądrą partią trąbki. I nawet nie przeszkadza mi nie do końca udana fraza w refrenie, ani podobieństwa do jednej z pieśni "Kolędy nocki". Bo to dobra, mądrze wykonana piosenka. A najciekawszą dla mnie jest "Jeszcze ryby" – tutaj jest wszystko: świetny utwór, dobra, może nawet momentami zbyt śmiała aranżacja, a do tego sugestywna interpretacja Dyjaka. Brawo! I przy tej okazji muszę wspomnieć o kompozytorze tej i jeszcze kilku innych piosenek. Mark Tarnowski, współpracujący z Dyjakiem od początku, to także producent muzyczny tego materiału. W ten sposób Tarnowski stał się cichym bohaterem albumu. Kolejną postacią płyty jest Jan Kondrak, autor kilku znakomitych tekstów, między innym wspomnianego tytułowego, a także kończącego album "Wielka". Ten wykonany w duecie z Renatą Przemyk piękny utwór to kolejna perełka. Podoba mi się poprowadzenie dramaturgii – każdy solista opowiada swoją historię po to, aby potem uzupełniła ona szerszy pejzaż. Coś w rodzaju projektu 3D. Bo jeśli chcemy wybrać ulubioną piosenkę z albumu to uprzedzam, że nie będzie łatwo – każdy utwór jest tu po coś, i nawet jeśli momentami zastanawiamy się, czy ta piosenka powinna tutaj być, to po przesłuchaniu całości wątpliwości już nie mamy.
Tym albumem Dyjak trochę narozrabiał. Jeszcze niedawno byłem gotowy z moją listą najlepszych polskich albumów tego roku. I nie było to proste, bo musiałem ze sobą powalczyć, przeprowadzić kilka męskich rozmów. I kiedy w końcu udało mi się wszystko ustalić pojawił się "Piękny instalator". Teraz muszę wszystko zaczynać od początku, bo ta płyta na pewno będzie w mojej dziesiątce. Ale to mój problem. Wam proponuję skupić się na pięknej płycie i rozkoszować nią do woli:-)
8/10