MBTM – cisza przed burzą?
Za nami kolejny castingowy odcinek Must Be The Music. Niby nic specjalnego się nie wydarzyło, ale było wystarczająco interesująco. Najbardziej mnie niepokoi, że przy takim natłoku ciekawych wykonawców część z nich nie będzie miała szansy pokazać się w półfinale. I pomyśleć, że gdyby pojawili się w innych programach, to doszliby do finału albo……albo odpoadli w przedbiegach 😳 Na szczęście w tym programie jury jest wyjątkowo kompetentne i nawet gdy są wyraźne różnice zdań, to są one najczęściej merytoryczne.
Gwiazdą ostatniego odcinka był Hollow Quartet, zespół poszukujący, jednak już wystarczająco dojrzały. Taka muzyka, zdecydowanie nie radiowa, właśnie w tym programie ma największe szanse na przebicie się i dłuższe zaistnienie. Życzę zespołowi wielu koncertów, bo na pewno zasługują na publiczność i uwagę. 😉
Tradycję dobrych kapel podtrzymał Garash. Chociaż to raczej nie jest muzyka, jakiej chciałbym na co dzień słuchać, jednak nie o to tutaj chodzi. Ten zespół reprezentuje gatunek bardzo ryzykowny, mieszankę muzyki estradowej z muzyką „drugiego obiegu”. W efekcie powstaje coś na granicy dobrego smaku – ten jednak nie zostaje przekroczony. A to wielka sztuka 😆 Z kolei Ages, bardzo młody, początkujący zespół, to kwintesencja tego o co chodzi na scenie – radoścć grania, młodzieńczy entuzjazm, a przede wszystkim dobry repertuar autorski. Chłopaki, idźcie tą drogą 😎
W tej edycji chyba za każdym razem podobał mi się przynajmniej jeden wykonawca karaoke. Tym razem była to Gabriela Panasiuk. Ta młodziutka wokalistka pokazała wrażliwość i muzykalność doświadczonej artystki. Zaśpiewanie oklepanej i niełatwej piosenki „Imposible” w sposób interesujący, odbiegający od znanych wersji, to na prawdę wyższa szkoła jazdy. Brawo 😉
Muszę przyznać, że etap castingowy zaczyna mnie męczyć. Jego rozciągnięcie do największej w historii programu ilości odcinków robi się już lekko niestrawne. Na szczęście są interesujący wykonawcy, którzy nie pozwalają się nudzić. 😉