Michael Buble – „Nobody But Me” [RECENZJA]
Czy Michael Buble potrafi jeszcze zaskoczyć? Jego wszystkie albumy zawsze cieszyły się dużą popularnością. Do dziś Buble uznawany jest za mistrza coverów – jego wykonania są zawsze perfekcyjne. Tak właściwie to nie wybitny wokalista, a świetnie nastrojony i dobrze wykorzystany instrument. Przy założeniu nagrywania profesjonalnych piosenek z najlepszymi aranżacjami i doświadczonymi muzykami, dodanie głosu sprawnego wokalisty może być "jedynie" formalnością.
Na tej płycie Buble powiela to, co wychodzi mu najlepiej – stare piosenki zamienia na współczesne przeboje. Niektóre z nich otrzymują nowoczesne przebranie, podczas gdy inne utrzymane są w stylistyce oryginalnej. Może producentom płyty chodziło o taką właśnie różnorodność? Może chodziło o płytę dla każdego, idealny materiał na domówkę dla ludzi w średnim wieku?
Na "Nobody But Me" przeważa to, co jest znakiem firmowym artysty, czyli covery. Buble jest dziś najbardziej znanym i bodaj najlepszym seryjnym wykonawcą obcego repertuaru. Jego nowe odczytanie starych piosenek to jedynie zmiana garderoby na nieco nowocześniejszą, bo fundament, czyli piosenka, ciągle jest taki sam. Wielki szacunek dla Michael'a, że nie "grzebie" w linii melodycznej, starając się ją wykonać najwierniej, a jedyne co się w utworze zmienia, to koncepcja wykonawcza. Sam fakt zaśpiewania piosenek znanych wcześniej z wielkich kreacji może onieśmielać. Bo powiedzmy sobie szczerze – zmierzenie się z kilkoma legendami światowej wokalistyki, to wyzwanie nie lada. Żeby wymienić tylko tych najważniejszych, to piosenki z tej płyty wcześniej wykonywali: Frank Sinatra, Dean Martin, Billie Holiday, Nat King Cole, Ella Fitzgerald, Tonny Bemett, Nina Simone. Zmierzenie się z legendami i wykonanie piosenek naznaczonych geniuszem po swojemu – nowocześnie, ale z szacunkiem dla oryginału, to największa sztuka! Z powodu takiego repertuaru Buble klasyfikowany jest przez wielu krytyków jako wokalista jazzowy, a to wielkie nieporozumienie. Fakt śpiewania piosenek wcześniej wykonywanych przez ikony wokalistyki jazzowej nie daje jeszcze przepustki do świata muzyki synkopowej. To przecież zupełnie inne bajki. A jeśli już jesteśmy przy coverach – największą dla mnie niespodzianką jest nowa wersja piosenki zespołu The Beach Boys "God Only Knows". W tej skromnej, przejmującej interpretacji Buble pokazuje, że jednak nie jest takim zwykłym instrumentem, bo akurat ten ma piękną duszę. Tak zaśpiewać piosenkę z nieco innej stylistyki, ani swingowej, ani nawet lekko jazzującej, to już prawdziwe mistrzostwo!
Na płycie umieszczono kilka piosenek premierowych, co niewątpliwie nadaje jej ożywczego charakteru. Prym wiedzie tutaj singlowy "Nobody But Me". Ta piosenka z dowcipnym clipem, sygnalizującym dystans do siebie, to pokazanie innego, tego jasnego i dowcipnego oblicza artysty. Co prawda zaproszenie do współpracy rapera Black Thouk nie czyni z tego utworu przedmiotem westchnień miłośników hip-hopu, czy nawet R&B, tu bardziej chodzi o dobrą zabawę, a przy okazji pokazanie, że żyjemy w XXI wieku. Zresztą to nie jedyne wspieranie się zdolnymi artystami. Utwór autorstwa Meghan Trainor, wschodzącej gwiazdki amerykańskiej sceny muzycznej, został wykonany z artystką w duecie. Piosenka jest bardzo dobra, aż trudno uwierzyć, że to nie jest cover. Ten utwór pokazuje jednak, że nawet perfekcyjnym przedsięwzięciom pt. "Michael Buble" zdarzają się wpadki. W piosence "Someday" zaspał chyba realizator dźwięku, bo o tym, że mamy do czynienia z duetem słyszymy w początkowej frazie refrenu: w tekście "somaday mayby" (zbudowane są na wznoszącym czterodźwięku) dwugłos pojawia się dopiero na sylabie "may", więc na trzecim dźwięku. Uruchomienie dwugłosu w trakcie frazy, a nie na jej początku, to na pewno nie śmiała, a jedynie niedopatrzenie. A już myślałem, że Buble należy do wykonawców doskonałych.
Michael Buble tak się sprytnie usadowił na rynku, że ma wielu wyznawców, nawet takich, którzy na co dzień słuchają zupełnie innej muzyki. I to największy sukces artysty – muzyka ma łączyć, a nie dzielić. I jeszcze jedno: nawet jeśli preferujemy muzykę ambitniejszą, konceptualną lub o określonej, specyficznej stylistyce, to przy piosenkach Michaela Buble po prostu możemy odpocząć, bo przecież po to muzykę wymyślono.
Moja ocena: 9/10