Michał Szpak – „Byle być sobą” [RECENZJA]
Do płyty Michała Szpaka podszedłem niemalże z obowiązku. Wychodzę z założenia, że jeśli się kogoś krytykuje, to lepiej gdy ma się do tego podstawy. I dobrze się stało, że udało mi się przemóc, bo przy okazji tego albumu dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy.
Po pierwsze
Michał Szpak otoczył się profesjonalistami. To oczywiście komplement dla artysty, bo to z kim i jak się współpracuje jest wyznacznikiem klasy. Dzisiaj prawie niemożliwa wydaje się sytuacja, w której artysta decyduje o wszystkim sam. Nawet jeśli są takie osoby, są to najczęściej wykonawcy bardzo doświadczeni, którzy po latach współpracy z wieloma specjalistami doszli do sytuacji, w której sami mogą o wszystkim decydować. Michał Szpak na tym etapie jeszcze nie jest, więc dobrze, że pomagają mu najlepsi. Moje zdziwienie po pierwszym przesłuchaniu albumu to przede wszystkim dobre piosenki. Tutaj każdy utwór jest dobrze napisany i ma prawo być przebojem. Może nie dla każdego, ale przecież takie są prawa piosenek popularnych. Autorem tego sukcesu jest Jamie Axel, kompozytor większości piosenek. Nie mam wątpliwości, że Axel doskonale zna swoje rzemiosło, bo utwory może wybitne nie są, ale prezentują bardzo przyzwoity poziom piosenki popowej.
Po drugie
Na płycie piosenki anglojęzyczne przeplatane są z utworami śpiewanymi po polsku, właściwie bez żadnej koncepcji. Coś na zasadzie dyskoteki w podstawówce: szybki-wolny-szybki. Niestety piosenki z angielskimi tekstami są dużo lepsze. Każda piosenka po polsku odrzuca banałem i prawdami objawionymi. Jednak taki patos i koturnowość Michał Szpak lubił od początku, więc to nie powinno być zaskoczenie.
Po trzecie
Płyta jest bardzo przyzwoicie wyprodukowana. Utwory zagrane są profesjonalnie, chociaż czasami przeszkadza mi zbyt oczywista i nienowoczesna aranżacja.
I po czwarte wreszcie
Specjalnie na koniec zostawiłem Michała jako wokalistę. To niestety najsłabszy element albumu. Nie można zapominać, że płyta, mimo wielu składników, to przede wszystkim wokalista. I ten element niestety rozczarowuje. Szpak udaje, że interpretuje, chociaż wiem, że ten sposób ekspresji ma w Polsce wielu zwolenników. Może i tak jest, jednak ta interpretacja ma tylko jeden scenariusz – zacząć spokojnie, ale już po kilkunastu taktach trzeba zaatakować. W efekcie słyszymy darcie gardła. Patos, cekiny i ogólnie dramat. Każda piosenka z punktu widzenia opowieści wokalisty brzmi, jakby za chwilę miał się skończyć świat. Taki sposób ekspresji może jest interesujący w kilku piosenkach, ale zdecydowanie nie w niemalże każdej na jednej płycie.
Inna kwestia to emisja głosu Michała. Już podczas jego występów w X-Faktorze komentowałem, że coś tu jest nie w porządku. Teraz jest chyba nieco lepiej, ale dalej niepokoi mnie jakiś defekt w głosie Michała, jak by coś tam przeszkadzało w lepszym śpiewaniu. Niepokoi mnie także problem z dobrych brzmieniem samogłosek, zwłaszcza „y”, które często przypomina „i”. Jeśli to wynika wyłącznie z maniery, to szkoda, że nikt nie zwrócił wokaliście na to uwagi.
A jaka tak na prawdę jest ta płyta? Sądzę, że dla mniej wymagającego, tzw. przeciętnego słuchacza, to bardzo dobry, pełen atrakcyjnych piosenek album. A dla mnie? O dziwo jest dużo lepiej niż początkowo myślałem……jednak, to zdecydowanie nie moja bajka.
Moja ocena: 4/10