Milton Nascimento & Esperanza Spalding – „Milton + esperanza” [RECENZJA]
Już sam fakt, że dwoje tak wspaniałych artystów nagrało wspólny album było wydarzeniem. I pewnie ono miało wpływ na entuzjastyczne przyjęcie środowiska, a potem na nominację do nagrody Grammy. Wcześniej kilka razy pisałem o problemie wokalistów, którzy są zaszufladkowania do wykonawców jazzowych, bo nawet jeśli nagrają materiał w innej stylistyce, to i tak są doceniani w kategorii „vocal jazz”. To samo spotkało album „Milton + esperanta”.
Artystów dzieli 40 lat różnicy, ale mają wiele wspólnego: po 5 nagród Grammy i doktorat honorowy Berklee Colleg of Music. Jednak najbardziej połączyła ich muzyka, bo już w 2010 Milton był gościem Esperanzy na jej płycie, a namówił ich do współpracy sam Herbie Hancock. Potem często występowali razem, a w 2020 roku wokalistka była gościem pożegnalnej trasy koncertowej Miltona. Teraz pomysł nagrania wspólnego albumu w Brazylii wyszedł od niego, jej powierzając produkcję materiału, ale też oddając jej miejsce w pierwszym rzędzie, bo artystka, oprócz ciekawych aranżacji, błyszczy jako wokalistka, zwłaszcza w „Wings for the Thought Bird” i „Get It By Now”.
Esperanca Spalding zabrała się do projektu profesjonalnie – spróbowała połączyć kilka dawnych utworów Miltona z kompozycjami innych artystów. Teraz te 60-letnie piosenki Brazylijczyka, jak znany z wielu wykonań „Outobro”, lub „Cais” brzmią nowocześniej, czasem nawet atrakcyjniej, ginie jednak ten ulotny pierwiastek muzyki brazylijskiej, który tylko w wykonaniu rodowitych muzyków stamtąd brzmi nieco inaczej. Co prawda w tych wykonaniach uderza autentyczność, ale nie jestem przekonany, czy nagranie ich nie do końca precyzyjnych form, jakbyśmy uczestniczyli w „pierwszym czytaniu”, jest szczęśliwą decyzją. Tak samo wątpliwości mam do włączenia dwóch popowych hitów. Początkowo można się zdziwić na wykonanie „A Day in a Life” Betlesów, jednak w drugiej połowie wątpliwości nikną, bo pomysł na włożenie do piosenki zupełnie nowego i w innej stylistyce fragmentu jest bardzo interesujący. Niestety kompletnie nie rozumiem powodu nagrania „Earth Song”, kultowej piosenki Michaela Jacksona.
Dużo tutaj gości, trudno wszystkich wymienić, ale udział Paula Simona w „Um Vento Passou”, piosence dla niego kiedyś przez Miltona napisanej to duże wydarzenie. Podobnie jest w przypadku kolejnego gościnnego kompozytora, bo Wayne Shorter to muzyk, który był magnesem obojga artystów – Milton nagrał z nim płytę 50 lat temu, a Esperanza zdążyła współpracować krótko przed jego śmiercią. Najwspanialszy hołd jaki można było oddać temu muzykowi to zamykający album utwór „When You Dream” Shortera z udziałem jego żony, Caroliny. I tutaj wszystkie wątpliwości, które miałem w czasie słuchania albumu, nagle przestają istnieć.
Zacząłem od wątpliwości, czy ten album zasługuje na nominację w kategorii „vocal jazz”. Ale z drugiej strony, jeśli nie doceniono go jako płyta roku (a to byłoby najlepsze dla niego miejsce), to wyróżnienie go w dowolnej kategorii było bezdyskusyjne.
8/10