Moje 5 minut – Anna Józefina Lubieniecka, cz. II poprawiona
To drugi przypadek w tym cyklu, kiedy ponownie pochylam się nad jakimś artystą. W tym przypadku musiało to nastąpić z 2 powodów. Po pierwsze z uczciwości obserwatorskiej, bo jeśli wcześniej opisana przeze mnie sytuacja zmienia się diametralnie, to moim obowiązkiem jest to zauważyć i skomentować. Po drugie – pierwszy wpis na temat tej wokalistki wywołał najwięcej emocjonalnych komentarzy; odpowiadając na nie zadeklarowałem, że chętnie zareaguję na nowe okoliczności i nawet jestem gotów odszczekać to, co wcześniej napisałem.
I taki moment właśnie nastapił, o czym z przyjemnością donoszę – wokalistka wydała pierwszą solową płytę.
Tak, taka propozycja broni się sama. Najbardziej zaimponowało mi, że wokalistka, która wcześniej kojarzyła się z projektami mainstreamowymi dla raczej niewybrednego odbiorcy, teraz decyduje się na rozwiązanie, które szczególnie komercyjne nie jest. Taka muzyka, taki rodzaj wypowiedzi artystycznej świadczy o bardzo długiej drodze, jaką artystka przeszła w sowich poszukiwaniach. A czy to jest już jej miejsce docelowe? Zapewne nie. Prawdopodobnie za kilka lat, biorąc udział w nowym projekcie artystycznym wokalistka potwierdzi, że ta płyta nie była przypadkiem. 😉
A wracając do płyty „11”, to kończę moim ulubionym utworem „Rana”.
szacun za odszczekanie 😉 płytka faktycznie piękna, bardzo emocjonalna
O, przepraszam nie zauważyłam drugiego wpisu 🙂 Polecam wybrać się na koncert, gdzie to wszystko brzmi jeszcze bardziej magicznie.