Moje 5 minut – Sarsa
Szansa na sukces”, Idol”, „Mam talent”, „The voice of Poland”, „-X-Factor”, „Must be the music” ……czyli co najmniej 6 możliwości na medialne zaistnienie. Co ciekawe, wielu młodych wokalistów bierze udział w kilku z tych programów, a pewnie są tacy niestrudzeni, którzy byli w każdym z nich. Jak pokazuje życie te programy, wbrew pozorom, nie są po to by wyłaniać, a potem szlifować talenty. Tu niestety chodzi o produkcję programu rozrywkowego o bardzo wysokiej oglądalności. Jak najlepsi uczestnicy tych muzycznych wyścigów potrafili wykorzystać swoje 5 minut? Zobaczmy…….
Sarsa, czyli Marta Markiewicz pojawiła się w poprzedniej edycji The Voice of Poland. Początkowo jej występy mnie nie zachwycały, jednak z odcinka na odcinek było coraz lepiej. Pod koniec rywalizacji wokalistka była moją faworytkę do wygrania, jednak tak się nie stało. Dlaczego? Otóż, kilka dni przed finałem artystka wycofała się z programu, podobno z przyczyn losowych. O tej zaskakującej decyzji krażą w mediach różne plotki, że to nie wypadek, że zimna kalkulacja itd. Nie ważne. Liczyło się, że dziewczyna pokazała się światu.
Zaistnienie dzięki talent showowi w mediach zaowocowało bardzo szybko. Kila miesięcy później pojawia się debiutancka płyta artystki. I tutaj widzimy, że udział w programie telewizyjnym był efektem bardzo przemyślanej strategii – wydanie płyty w tak krótkim czasie oznacza, że materiał był już gotowy lub prawie gotowy, i do premiery brakowało zainteresowania wytwórni. Brawo. To był niezły krok 😆
Nie dziwię się, że po wydaniu płyty wokalistka szybko zrobiła karierę, bo jest to niezły materiał. Aczkolwiek są tu 2 ważne kwestie. Pierwsza to poziom artystyczny płyty – muzycznie jest nieźle, produkcyjnie bardzo dobrze, ale sztampowo. Takie produkcje to dzisiaj światowa norma, więc dobrze, że artystka wpisuje się w przyzwoity, ogólnie przyjęty w branży posiom, ale szkoda, że właśnie w związku z tym niczym szczególnym się nie wyróżnia. Zdecydowanie najsłabszą stroną płyty są teksty. No coż, czasy w których wokaliści zamawiali utowry, czyli osobno muzykę i osobno tekst u swoich ulubionych twórców, chyba już bezpowrotnie minęły. Teraz prawie każdy początkujący artysta jeśli nie pisze wszystkiego, to przynajmniej połowę – muzykę lub tekst. Sarsa poszła na całość. Szkoda. Może przy nagrywaniu drugiej płyty artystka znajdzie w sobie wystarczająco dużo pokory, ale głównie świadomości artystycznej, że o tekst poprosi kogoś, kto robi to dobrze.
Piosenki Sarsy szybko zdobyły nasze media. Królują w nich te bardziej chwytliwe, dla mnie znacznie gorsze. Na płycie podobają mi się zupełnie inne piosenki: „Dogonię nas”, Zapomnij mi” i „Chill”. Jednak za najciekawszy utwór uważam „Brown eyes”, który na płycie jest bonus trackiem, ale na szczęście na niej się znalazł 😉
Czy Sarsa wykorzystała swoje 5 minut? Tak. Zdecydowanie tak. Podejrzewam, że artystka zagości na naszej scenie na dłużej, bo to jeden z ciekawszych debiutów ostatnich lat.