Moje 5 minut – Sławek Uniatowski
Sławek Uniatowski wystąpił w Idolu w 2005 roku. Doszedł do finału, zasłużenie, bo na pewno pokazał duży potencjał. Pamiętam jednak, że już wtedy jurorzy mieli problemy z jego brakiem pokory. Ale, umówmy się, w wieku 20 lat trudno wymagać, aby wszystko było poukładane jak należy, zwłaszcza kiedy młodego człowieka rozsadza ponadprzeciętny talent. I na szczęście ten talent zwyciężył.
Oglądając większość tego typu programów jestem przygotowany na niespodzianki, bo niejednokrotnie już osoba z potencjałem ginie bezpowrotnie, a ci, po których nie spodziewaliśmy się niczego spocjalnego nagle rozkwitają i zaskakują nas piękną karierą artystyczną. Sławek Uniatowski bardzo szybko pokazał, że ma apetyt na dużą scenę, jednak zrobił to zupełnie inaczej. Najpierw podgrzał zainteresowanie swoim duetem z Marylą Rodowicz. I to już był pierwszy sygnał, że bardzo szybko możemy spodziewać się debiutanckiej płyty. No bo jeśli z wielką artystką śpiewa się własny utwór, to na pewno jest szansa na więcej materiału. Ale……
Pierwszym sygnałem na zasygnalizowanie swojej artystycznej obecności jest płyta, a tej ciągle nie było. Od czau do czasu Uniatowski pokazywał się w okolicznościowych koncertach składankowych, pokazując, że wie o co w śpiewaniu chodzi. Po drodze przypominał o swoim istnieniu: a to w jakimś programie zatańczył, a w innym ugotował – typowy scenariusz celebrycki. I kiedy nadzieje na coś więcej już umarły, nagle Sławek wydaje w 2018 roku swoją pierwszą płytę. Krążek zawiera wyłącznie materiał autorski. Dużego zaskoczenia nie ma – dobre kompozycje, ciekawie zagrane i interesująco zaśpiewane. Jednak brakuje tutaj czegoś świeżego, czegoś, co mogłoby wyróżnić go od wielu zasiedziałych na naszej scenie wokalistów.
Co by jednak nie powiedzieć, artysta umiejscowił się jako wykonawca świadomy, powoli realizujący swoje cele. Można więc uznać, że Sławek Uniatowski dobrze wykorzystał swoje 5 minut. Według swojego scenariusza i na własnych warunkach.