Skip to content
27 kwi / Wojtek

Mrozu – „Aura” [RECENZJA]

Nowa zabawka?

Entuzjazm dziecka może się w muzyce przydać. Mrozu bawi się nową zabawką. I chyba się nią cieszy. Obawiam się jednak, że szybko się nią znudzi, bo nigdy wcześniej nie kojarzył się z bluesem, więc fascynacja tym gatunkiem wygląda jak jednosezonowe zauroczenie.

Jego poprzedni album sprawił, że zacząłem się mu bacznie przyglądać. Jeśli artysta zrobi coś intersującego, to wcześniejsze słabsze dokonania idą w zapomnienie. I może akurat w przypadku Mroza nie da się całkowiecie wymazać  z pamięci niektórych osiągnięć, bo dla wielu słuchaczy to będzie ciągle wykonawca "Milionów monet".

"Aura" może zaskoczyć. 

Bo oto nagle Mrozu wypływa na nieznane dla siebie wody. Być może artysta prywatnie dużo słucha bluesa, ale w jego dotychczasowej twórczości nie było to widoczne.

Ta płyta jest bardzo spójna. I ma prawo się podobać. Wszystkie piosenki są dobrze napisane i zagrane. Pisząc o materiale myślę głównie o muzyce, bo tekstowo jest niespecjalnie, ale dramatu nie ma – PPP (przeciętna popowa papka).

Mrozu znowu pokazuje, że śpiewać umie.

Jego głos brzmi przekonująco i prawdziwie. Tu nie ma tego, co słychać obecnie u większości polskich wokalistów, nie ma maniery, ani przekombinowań intonacyjnych. Prawdziwe męskie śpiewanie. I tu nagle zaskakuje mnie szeleszczenie w "Feniksie". Słuchając tej nieprecyzyjnej dykcji mam wrażenie, jakby Mrozu miał na zębach źle dobrany aparat. Najpierw pomyślałem, że ta wpadka pojawiła się tylko w jednej piosence, ale poźniej, kiedy uważnie wysłuchałem cały materiał odkryłem, że ten dziwoląg wykonawczy pojawia się częściej.

Przeboje kontra klimat.

Materiał został dobrze skompletowany. Rządzą przede wszystkim piosneki, które mogą gościć w komercyjnych stacjach radiowych. Podobają mi się:  "Pablo E." i "Napad". Na pewno popularna będzie tytułowa "Aura" z fajnym, charakterystycznym dla artysty falsetem. Na tle tych kandydatów na hity ciekawie brzmi "Gdybym wiedział", piosenka nieco spokojniejsza, ale interesująca. Gorzej wypada najsłabszy chyba "Lek" i bardzo wtórny "System". "D", czyli jedyna tutaj ballada, jest godnym zakończeniem tego energicznego albumu. I to mój utwór nr 1.

I niby jestem rozczarowny, bo spodziewłem się czegoś innego. Ale na tle naszej krajowej mizerii Mrozu się wyróżnia. Bo może ten album nie jest wybitny, ale na pewno jest wyrazisty i ciągle na przyzwoitym poziomie. Brawo!

7/10

 

Zostaw komentarz