Must be the Finał?
Ten finał Must Be The Music był najslabszym w całej 5. letniej historii programu. Zresztą po opublikowaniu listy wykonawców wiadomo było, że rewelacyjnie nie będzie. Już poprzednio pisałem, że z licznej grupy ciekawych wykonawców do ostatecznej rywalizacji wybrano skład przedziwny. Żeby tego było mało, to wszyscy moi faworyci wczoraj wypadli gorzej niż na castingach. To wszystko doprowadziło do wyjątkowo słabego poziomu całego koncertu.
Mimo wspomnianej mizerii najciekawsze znowu były zespoły – i te, nawet jeśli mają nieco słabszy dzień, nadal są interesujące. Był więc świetny występ ukraińskiego Joryj Kłoc, kapeli sprawnej, inteligentnej i ciągle frapującej. Mój faworyt do finału, czyli Strain także nie zawiódł. Ten zespół, osiągnąwszy już profesjonalny poziom muzykowania, zasługuje na dużo większe zainteresowanie. Problem jesdnak polega na tym, że podobnych kapel jest w Polsce co najmniej kilkanaście, więc nie jest łatwo wbić się do naszego SZOŁBIZNESU, który zdecydowanie bardziej woli śpiewające, zgrabne gwiazdeczki. Strain podobał mi się na castingu dużo bardziej, stąd więc pochodzi poniższe nagranie.
Rozczarowali mnie moi śpiewający faworyci. Piotr Zubek, typowany przeze mnie na zwycięzcę programu, tym razerm trochę przeszarżował. Jego wykonanie bardzo trudnej piosenki Skaldów było pozbawione blasku i precyzji, która w tym z pozoru banalnym utowrze jest nieodzowna. Być może Piotrowi „pomógł” reżyser koncertu, bo występowanie na początku jest zadaniem karkołomnym, szczególnie w konkursie o tak wysoką stawkę. Zawiodła mnie także dziewczyna, którą się wcześniej zachwyciłem. Olga Garstka tym razem zaśpiewała piosenkę dużo gorszą. Na szczęście widzom to nie przeszkodziła, a Olga w swoim drugim występie wieczoru mogła wykonać tę właśnie magiczną piosenkę z castingu. I tym występem wokalistka pozamiatała 😆
Ostateczna rozgrywka finałowa była przedziwna, to było jak spotkania Dawida z Goliatem. Już samo zaproszenie Michała Matuszewskiego do półfinału było niewiarygodnym dziwolągiem. Mając do wyboru wielu interesujących artystów, często z ciekawym materiałem autorskim, stawia się na karykaturalnego wokalistę karaoke. Jedno jest pewne – ten człowiek po występie w MBTM dostanie tyle zaproszeń z uzdrowisk i domów wczasowych, że do końca roku nie będzie miał czasu na nic innego
Co by tu napisać na koniec? Nie przychodzi mi nic mądrego, bo ta edycja zawiodła mnie kompletnie. Dotychczas był to najciekawszy i najrzetelniej realizowany muzyczny talent show w Polsce. Teraz widać, że Polsatowi już się chyba przejadło. Zresztą w poprzednich edycjach zawsze zapraszano już na nowe castingi, tym razem tego nie było. Czyżby pożegnanie z tytułem? Może to i dobrze, bo jeśli kolejne odsłony programu mają wyglądać podobnie, to chyba szkoda czasu. Z drugiej strony jednak trochę żal, bo jeśli ten program zniknie, to gdzie będą się mogli pokazywać interesujący wykonawcy?