Skip to content
11 wrz / Wojtek

Naturally 7 – „Cool Grooves….Naturally” [RECENZJA]

Po poprzednim albumie zaliczyłem ten zespół do światowej czołówki.

A w tej sporo się w tym roku wydarzyło. Chyba jeszcze niegdy nie było sytuacji, aby wszystkie najlepsze grupy wokalne wydały płyty w tym samym roku. Wynika to z prostego faktu, że niektóre z nich nagrywają rzadko. Mamy więc kumulację, a to gratka dla miłośników tego gatunku. Oprócz zespołu Pentatonix, który najnowszym albumem udowodnił w końcu, że należy do najlepszych, swoje krążki po wielu latach wydali The Manhattan Transfer i Nev York Voices. Do tego zacnego grona dołącza Naturally 7. 

Ten album różni się od wspomnianych z uwagi na repertuar – to jedyny w tym roku materiał z piosenkami autorskimi. Ten czynnik mocno zespół zdystansował od "konkurencji". Zaprezentowane tutaj piosenki są interesujące, bardziej wpisują się w stylistykę R@B, która rządzi się swoimi prawami. Jednak należy docenić, że zespół postawił na swój repertuar. Oczywiście można długo dyskutować co jest ambitniejsze – nagranie nowego materiału, czy opracowanie znanych piosenek. I tutaj nie ma łatwej odpowiedzi. Bo przecież głównie chodzi o to, aby artysta przekazywał nam swoje emocje i zarażał pasją do ciekawej muzyki.  Jednak na tej płycie jesr trochę dziwnie, Przykładem tej trochę przypadkowej składanki jest "Let It Rain", piosenka nagrana 11 lat temu na jeden  z wcześniejszych albumów.

Na  "Cool Grooves…Naturally" często zapominamy, że słuchamy grupy wokalnej.

Tutaj więcej jest artystycznego bałaganu i prawdziwej wolności, niż tego, do czego zespoły wokalne nas przyzwyczaiły. Jednak w tym szaleństwie jest jakaś metoda, bo w ten sposób Naturally 7 pokazuje, że dla nich ważniejsza jest radosna muzyka niż pukładana elegancja. Najbardziej jednak zaskakuje mnie koncepcja aranżacyjna – zespół cały czas używa harmonii 3., czasami 4. głosowej w układzie skupionym, na wysokich dźwiękach. Jest bardzo delikatnie i zmysłowo, ale ta koncepcja raczej nie pasuje do drapieżnych piosenek. Aż trudno uwierzyć, że zespół złożony z siedmu facetów nie potrafi tego wykorzystać. Zupełnie jakby był to klasyczny boysband. A przecież wcześniej panowie  potrafili śpiewać ciekawe harmonie przy wykorzystaniu możliwości wszystkich głosów.

Dla mnie ten abum zaczyna się interesująco w końcowej części, od utworu "Close 2 Me".

To piękna, swietnie zaśpiewana piosenka. Na tle pozostałych utworów utrzymanych w nowoczesnych stylistykach, tutaj jest zupełnie inaczej – nagle przenosimy się do oldschoolowego soulu. Jednak ta piosenka jest świetna. Następujący po  niej "New York" pokazuje już wszystkie umiejętności wokalne zespołu – okazuje się, że można  połączyć dobrą piosenkę z elementami rapu i oprzeć ją na porządnej harmonii wokalnej.

Kończący albym, wykonany na żywo "Herbie Medley / Watermelon Man / Chameleon / Rockit" pokazuje, że panowie potrafią śpiewać, potrafią też wciągnąć do swojego świata publiczność. Dlaczego więc cała płyta jest pozbawiona charakteru? Rozumiem, że miało być lżej i bardziej komercyjnie, ale przecież prawdziwy artysta dlatego jest wielki, że idzie swoją, wyznaczoną przez siebie drogą.

8/10

 

Zostaw komentarz