Nocny Kochanek, „O jeden most za daleko” – pastisz czy operetka? [RECENZJA]
Zacznę od ostrzeżenia: jeśli wcześniej koś nie słyszał tej kapeli, to teraz może się mocno zdziwić. I raczej zniesmaczyć. Ja na szczęście wiedziałem w co wchodzę, a i tak „O jeden most za daleko” to zdecydowanie za dużo. Za dużo tych mostów, udawania i klimatów kabaretowych. Ale jeśli ktoś lubi zapach kulek na mole i rockowy musical, to pewnie będzie zachwycony. Bo tak właśnie wyobrażam sobie operetkę XXI wieku.
www.youtube.com/watch?v=EXrlQ7dQiME
Najgorszą robotę robi wokalista. Jego bardzo banalny, pseudo-rockowy sposób śpiewania razi od początku. I z małymi, bardzo małymi wyjątkami do końca. Bo jeśli komuś się wydaje, że darcie się w najwyższej dla siebie skali czyni go automatycznie wokalistą rockowym, to chyba nieco się pomylił. I do tego ta maniera! Co prawda zdarzają się momenty, kiedy Krzysztof Sokołowski śpiewa w naturalnej dla siebie skali, głosem całkiem przyzwoitym, ale wtedy włączają się te wszystkie didaskalia wokalne, okropne vibrato, czasami wręcz obiegniki, jak np. w utworach: „Romantyczny Książę Metalu” albo „Serce Za Szkłem”.
www.youtube.com/watch?v=Dh46ctYN5To
I ciekawe, że im bliżej końca, tym robi się strawniej. Niezły jest “Numer Z Banjo”, czy dowcipny “Alkomat”, albo stylowy “Wampir”. Bo temu zespołowi chyba zdecydowanie bliżej do kabaretu niż porządnego grania. Tak, tym albumem Nocny Kochanek poddaje nas odważnej próbie estetycznej. Niestety, ja odpadam.
www.youtube.com/watch?v=KXDnesUSn2s
5/10







