Skip to content
6 maj / Wojtek

Norah Jones – „Visions” [RECENZJA]

Podobno nadzieja umiera ostatnia. Ciągle próbuję się przekonać, że pozycja Norah Jones jest artystycznie uzasadniona, a moje kręcenie nosem to niezrozumienie fenomenu artystki. Niestety, po jej ostatnim albumie poddaję się. Moja nadzieja już umarła.

.

Tradycyjnie Norah Jones nagrała piosenki autorskie, ale tym razem nie ma się czym chwalić, jest nudnawo, często kiczowato, jakby to wszystko, co nagrała wcześniej było wypadkiem przy pracy. Albo odwrotnie. Producentem i współautorem wszystkich piosenek jest Leon Michels – szkoda, bo wcześniej, kiedy Norah Jones sama produkowała swój materiał, nie było tak słabo. Weźmy np. strasznie banalne muzycznie „Queen of the Sea” i „Swept Up in the Night”, a piosenka tytułowa to już kompletne nieporozumienie, jakby artystka tęskniła za dawnymi czasami, albo jakby nagle sobie uświadomiła, że stylistyka country to miliony potencjalnych odbiorców. Jeszcze gorzej jest w „On My Way”, chociaż piosenka sama w sobie najgorsza nie jest.

Album wydano w kultowej wytwórni Blue Note Records, jednak nawet ta marka nie pomogła. Nie pamiętam, żebym jakiś zagraniczny album ocenił na niżej niż na „7, ale jednak wybieram głównie artystów, których lubię, albo tych, którzy są nagradzani ważnymi nagrodami, więc słabych albumów słucham rzadko. Ostatnią płytę Norah Jones wyceniłem na „6”, teraz będzie jeszcze niżej.

5/10

 

 

Zostaw komentarz