Skip to content
28 sty / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – „A Day in the Life”

To kolejna, bardzo popularna piosenka zespołu The Beatles, jedna z tych, które znajdują się listach piosenek wszech czasów. Zresztą zespół ma w tych zestawieniach kilkanaście swoich hitów, więc można się przyzwyczaić. „A Day in the Life” zamykała kultowy album z 1967 roku „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”. Jej twórcami są oczywiście John Lennon i Paul McCartney, a piosenkę do dziś uważa się za jedną z bardziej udanych efektów współpracy w historii muzyki.

Napisany przez Lennona tekst jest inpirowany artykułem z gazety, mówiącym o śmierci australijskiej dziennikarki Tary Browne. Na tle innych tekstów Lennona to wyjątkowo jasny, wręcz reporterski opis konkretnych sytuacji. Ale także tutaj jest miejsce na niedopowiedzenia, jak chćby: “I'd love to turn you on", czyli “chciałbym abyś odleciał”. Właśnie ten krótki fragment tekstu, nawiązujący do zakazanego w mediach tematu narkotyków, spowodował blokadę w stacjach BBC. I może ten szczegół także spowodował, że piosenka stała się tak popularna, bo wiadomo, że nic lepiej nie smakuje, jak zakazane owoce.

Czytałem dziś wiadomości, eeech…
O szczęściarzu, który wzniósł się na szczyt.
I choć wiadomość była dość smutna,
Cóż, po prostu musiałem się zaśmiać,
Zobaczyłem fotografię.
Zamyślił się prowadząc samochód.
Nie zauważył, że światła się zmieniły.
Tłum ludzi stał i się gapił,
Widzieli jego twarz już wcześniej.
Nikt nie był naprawdę pewien,
Czy nie był z Izby Lordów.

Widziałem dzisiaj film, ojej…
Angielska armia właśnie wygrała wojnę.
Tłum ludzi się odwrócił,
Lecz ja musiałem spojrzeć,
Przeczytawszy tę książkę.
Chciałbym byś odleciał.

Obudziłem się, wstałem z łóżka,
Przeciągnąłem grzebieniem po moich włosach.
Zszedłem po schodach i wypiłem filiżankę,
Sprawdziłem godzinę i zauważyłem, że jestem spóźniony.

Znalazłem płaszcz i chwyciłem kapelusz.
Złapałem autobus w ostatnią sekundę,
Wszedłem na górę i zapaliłem papierosa.
Ktoś przemówił i zjawiłem się w śnie.

Czytałem dziś wiadomości, a niech to…
Cztery tysiące dziur w Blackburn, w Lancashire.
I choć dziury były raczej małe,
Musieli liczyć je wszystkie.
Teraz wiedzą, ile dziur potrzeba, by napełnić Albert Hall.
Chciałbym byś odleciał.

Swoją sławę utworu magicznego, lekko “odjechanego”, nietypowego na tamte czasy, “A Day in the Life” zawdzięcza Gregorowi Martinowi. Ten muzyk drugiego planu, przez znawców tematu uznawany za piątego “beatlesa”, znowu zabłysnął talentem. Lennon poprosił Martina, aby zorkiestrował 24-taktowy fragment piosenki, będący instrumentalnym łącznikiem, coś jak klasyczny bridge w piosence. Zadanie było trudne – Lennon  zasugerował, aby fragment zaczynał się od poziomu “0”, do  czegoś, co kompozytor nazwał końcem świata. Były jednak obawy, że klasycznie wykształceni muzycy nie będą w stanie zagrać coś szalonego. Tym razem Martin ponownie pokazał klasę i zrobił to, co wydawało się niemożliwe. Ten fragment do dziś imponuje. Warto wspomnieć, że nagranie 24-taktowego motywu zagranego przez 40-osobową orkiestrę kosztowało £367 (równowarość  £6.543 w 2018 r.), co w tamtym czasie było ogromną ekstrawagancją.

Po tym długim, jednak niezbędnym wstępie czas na wersje innych artystów. I tu czeka nas niepodzianka, bo w sytuacji, gdy piosenki The Beatles wykonywane są w hurtowych ilościach, akurat “A Day in the Life” nie cieszy się taką popularnością. Prawdopodobnie chodzi o mierzenie się z legendą i mistrzowskim opracowaniem piosenki, w tym wspomnianym fragmentem instrumentalnym. Pierwszym światełkiem, że jednak można jest nagranie Stinga. Jego wersja, choćby z uwagi na fakt, że jest koncertowa, nieco gubi demoniczny character oryginału. A może właśnie o to chodziło? Szybsze tempo i lżejszy character piosenki na pewno jej nie szkodzą.

Jeszcze dalej poszedł zespół Bee Gees, który właściwie wykonał piosenkę wiernie, wkładając ją do typowej dla siebie, rozrywkowej stylistyki.

I to wszystkie interesujące wersje zaśpiewane przez innych artystów. Pozostałe 2, którym się przyjrzymy, to nagrania instrumentalne. Wirtuoz gitary Jeff Beck wykonuje utwór na koncertach. W ten sposób, słuchając świetnej wersji instrumentalnej, możemy się skupić wyłącznie na muzyce. I odkrywamy, że sama kompozycja jest ciągle wzorem wielkiego talentu twórcy.

Inny mistrz gitary, West Montgomery, zaproponował także wersję instrumentalną. Tutaj jeszcze bardziej możemy przyjrzeć się samej kompozycji, która daje dużo powietrza. No właśnie, bo chyba na tym polega klasa twórców, aby zostawiając nam swoje dzieła, umożliwili także na odnalezienie zupełnie nowych wartości w tym, co stworzyli wiele lat wcześniej.

 

 

Zostaw komentarz