Skip to content
11 mar / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – F. Chopin, Etiuda E-dur

Muzyka Fryderyka Chopina już raz nam towarzyszyła w cyklu „O coverach (prawie) wszystko”. Wtedy, przy okazji jednego z mazurków, słyszeliśmy jedynie wykonania wokalne i instrumentalne, jednak wszystkie bez tekstu. Dziś z tym wielkim kompozytorem spotykamy się  jeszcze raz, ale tym razem jako twórcą piosenki. Sam Chopin w swojej bogatej twórczości miał kilkanaście pieśni, jednak dziś przyglądać się będziemy kompozycji fortepianowej, w dodatku takiej, która w powszechnej mentalności muzyków ze śpiewaniem się raczej nie kojarzy.

Etiuda to forma muzyczna stworzona jako element szkolenia techniki instrumentalistów. Najczęściej każda etiuda służy do doskonalenia konkretnego zagadnienia: pasaży, aktywności lewej ręki, spójności dwudźwięków itp. Chopin odczarował tę formę i wprowadził ją do sal koncertowych, pokazując, że etiuda może być także atrakcyjna muzycznie. Etiuda E-dur jest tak śpiewna i romantyczna, że aż trudno uwierzyć, że kompozytor sklasyfikował ją właśnie tutaj. Po latach okazało się, że Chopin wyprzedził swoją epokę,  tworząc muzykę do piosenki, która będzie popularna za 100 lat. W 1939 roku utwór odkrył Tino Rossi śpiewając „Tristesse” – ten tytuł przylgnął do utworu na zawsze.

Wersja francuskojęzyczna bardzo szybko zainteresowała największy rynek muzyczny, tak więc już w 1950 roku słyszymy wersję amerykańską z tekstem Boba Russela. To wykonanie Jo Stafford pięknie wpisało się w ścieżkę dźwiękową najnowszej hollywoodzkiej produkcji filmowej „Carol”. Trzy lata później powstała piosenka pod tym samym tytułem. Utwór, śpiewany przez wiele znakomitości, trochę utrudnił karierę wokalną kompozycji. Trudno wyjaśnić, dlaczego wersja z muzyką Chopina jest tak mało popularna, bo to bardzo dobra piosenka, posiadająca wszystkie cechy dobrego przeboju tamtych lat.

Dobrze, że po wielu latach w ojczyźnie Chopina powstała wersja polskojęzyczna. W tym jednak wypadku postawiono na ojczyźnianą laurkę, a patetycznym i przesłodzonym  wykonaniem zrobiono temu utworowi więcej krzywdy, niż dobrego. Na szczęście honoru piosenkowego bronią tutaj wykonania zagraniczne, a nasza wersja i tak świetnie wpisała się w akademie patriotyczne  i koncerty życzeń.

Doskonale brzmi etiuda w koncepcji arii operowej. Tutaj wykonanie Jose Carrerasa może przekonać nawet malkontentów.

Zabiegi adaptacji posunęły artystów nawet do wykreowania klimatu świątecznego. W ten sposób Chopin trafił także do grona współczesnych kompozytorów pieśni z gatunku „christmas carol”.

Spore zainteresowanie etiudą jest również wśród wykonawców instrumentalnych. Tutaj postawiono na patos i rozbudowane orkiestracje. Efekt bardziej zmierza w kierunku muzyki ilustracyjnej (do filmu lub pokazu mody), warty jest jednak odnotowania. Trudno się zdecydować na jedno wykonanie, bo wersji instrumentalnych mamy sporo, w dodatku wiele z nich bardzo podobnych. Przykład tego trendu najlepiej chyba będzie reprezentować nagranie Jamesa Lasta.

Na zakończenie, głównie jako ciekawostkę, posłuchajmy nagrania The Dutchy Brothers. Trzeba przyznać, że zaadoptowanie typowo słowiańskiej, romantycznej melodii do rytmów latynoskich jest sporą odwagą. Można tylko pogratulować twórcom niezłej wyobraźni, choć spodziewam się, że zatwardziali melomani mogą być takim podejściem do muzyki Chopina oburzeni.

 

 

 

Zostaw komentarz