Skip to content
3 paź / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – „Happy”

W naszym coverowym cyklu piosenki z XXI wieku pojawiają się niezwykle rzadko. Z powodu oczywistego – każda piosenka, nawet najlepsza, potrzebuje czasu, aby ją docenić dużą liczbą interesujących interpretacji. Tymczasem przyglądamy się utworowi zaledwie pięcioletniemu, bo tu odkrywamy coś niezwykłego – nowe wykonania reprezentują jedną, bardzo niszową stylistykę.

„Happy”, bo o tej piosence dziś rozmawiamy, to największy przebój Pharell’a Williams’a. Ta najbardziej popularna piosenka 2014 roku, ze sprzedażą prawie 14 milinów egzemplarzy na świecie i numer 1. w rocznym podsumowaniu Billboard’u, również artystycznie zaskakuje.

Piosenka ukazała się na drugim solowym albumie artysty. Ta płyta powstała trochę przypadkowo, bo od debiutanckiego krążka minęło 10 lat, więc można było spekulować, że ten rozdział Pharell już zamknął, koncentrując się teraz na produkcji muzycznej dla wielu artystów. I właśnie współpraca z francuskim duetem Daft Punk spowodowała, że nagrany z nimi przebój „Get Lucky” sprowokował wytwórnię do nakłonienia artysty aby wydał album solowy. Poszukiwania repertuaru na ten krążek spowodowały wykorzystanie piosenek początkowo napisanych na zamówienie dla innych wykonawców. I tak „Happy”, przeznaczona dla CeeLo Green’a (tego od wielkiego hitu „Fuck You”), stała się przebojem Pharell’a.

Słuchając nagrania oryginalnego trudno sobie wyobrazić, że znajdą się śmiałkowie, którzy odważą się na swoje wersje. Co prawda pojawiło się kilka wykonań, ale lepiej pominąć je milczeniem. Za to odkryłem coś szczególnego. Rozpoczęło się niedawno od pierwszego  usłyszenia zespołu The Edge Effect. Ich świetne wykonanie „Happy” przypomniało mi, że bardzo podobnie śpiewa to inny zespół wokalny, Pentatonix.

A potem przypomniało mi się, że na ostatnim wspólnym albumie Take 6 i Manhattan Transfer również jest ta piosenka, ale już nie tak dobrze wykonana. Być może to wina jej wersji koncertowej, a może efekt nagrania tego albumu trochę na siłę? Warto więc posłuchać właśnie wykonania, które zachęciło mnie do tych poszukiwać, czyli wersji The Edge Effect.

Wśród nagrań, które znałem wcześniej jest jeszcze propozycja niedocenionego Duwende. Ten zespół na pewno zasługuje na większe zainteresowanie.

I teraz otwieram rozdział nowości. Moje poszukiwania doprowadziły mnie do kilku niezłych wykonań. Ich wspólnym mianownikiem jest zespół wykonawczy – wszystkie wykonują zespoły wokalne a cappella. I wszystkie te zespoły są amerykańskie. Na początek nonet BYU Vocal Point. Ten zespół w swojej harmonii wykorzystuje wszystkie głosy, dzięki temu wyróżnia się na tle podobnych opracowań.

A teraz dla odmiany jedynie kwartet, czyli zespół Kings Road.  I w tym skromnym zestawie głosów też można usłyszeć ciekawe rozwiązania. To może nie jest jakieś olśniewające wykonanie, ale nadal znakomite i dla nas, ludzi wychowanych w innej kulturze muzycznej, chyba ciągle nieosiągalne.

The Filharmonic powstał w efekcie castingu do boys bandu, ale to, jak śpiewają, znacznie przekracza definicję zespołu złożonego z ładnych  chłopców.

Chyba nie ma drugiej piosenki, która tak tłumnie przyciąga zespoły wokalne. I to ciekawe, bo teoretycznie to nie jest utwór łatwy do wykonania w tej stylistyce. Podejrzewam, że tutaj zadziałał efekt domina – ktoś zaczął, ktoś inny pozazdrościł, a jeszcze ktoś inny się zainspirował. Oczywiście te wszystkie zespoły są amerykańskie, co pokazuje, jak ważne w tamtej kulturze jest śpiewanie wielogłosowe. W porównaniu z resztą świata to jest to zupełnie inna galaktyka. Ale nawet tutaj znalazłem jedno nagranie z “zewnątrz”. Bo oto przed nami “Adon Olam”, czyli żydowski hymn “Pan Świata” pochodzący z XI wieku. Ten stary tekst został użyty w połączeniu ze współczesną muzyką! Wykonuje go żydowski zespół wokalny Listen Up!. I tutaj niespodzianka – miało być coś innego, coś spoza zaklętego kręgu wpływów amerykańskich, a okazuje się, że ten pozornie egzotyczny zespół złożony jest z czterech bardzo doświadczonych artystów amerykańskich. Więc niespodzianki nie będzie. I tym akcentem kończymy naszą przygodę z piosenką “Happy”.

 

 

Zostaw komentarz