Skip to content
6 sty / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – „Have I Told You Lately”

Ta piosenka to utwór wyjątkowy, zwłaszcza w krajach anglojęzycznych. Dzięki swojemu nastrojowi oraz głównemu tematowi „Have I Told You Lately” stał się dyżurną melodią towarzyszącą uroczystości weselnej. Okazuje się, że na światowej liście piosenek rozpoczynających wesele, ta piosenka znajduje się na 6. miejscu, ale także wysoko jest notowana w zestawieniach piosenek wszechczasów. Klasa i popularność piosenki nie powinna być zaskoczeniem, wszak napisał ją Van Morrison, uznawany za jednego z najbardziej znaczących muzyków naszych czasów. Ten irlandzki poeta rocka bardzo szybko, bo już w 1993 roku został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame.

Have I told you lately that I love you?
Have I told you there’s no one else above you?
Fill my heart with gladness, take away all my sadness
Ease my troubles, that’s what you do

For the morning sun in all it’s glory
Meets the day with hope and comfort too
You fill my life with laughter, somehow you make it better
Ease my troubles, that’s what you do

There’s a love less defined
And its yours and its mine
Like the sun
And at the end of the day
We should give thanks and pray
To the one, to the one

Have I told you lately that I love you?
Have I told you there’s no one else above you?
Fill my heart with gladness, take away all my sadness
Ease my troubles, that’s what you do

There’s a love less defined
And its yours and its mine
Like the sun
And at…

Słuchając oryginalnej wersji trudno nie oprzeć się wrażeniu, że jest to wykonanie ciekawe, ale chyba nie takie, które przyciągnąłoby tysiące nowożeńców. Odpowiedzią jest wersja Roda Stewarta, bo to prawdopodobnie ona przysporzyła się do największej popularności piosenki. Co tutaj jest takiego, że pobiło inne wykonania? Przede wszystkim jest zaskoczeniem, że wokalista, który wcześniej kojarzył się z różnymi stylistykami, w tym również mniej szlachetnymi, nagle potrafi zaśpiewać naturalnie. Jego płyta „Vagabond Heart”, wydana  w 1991 roku, to wielki „come back” artysty. To była także zapowiedź tego, co nastąpiło chwilę później, zainteresowania się Stewarta wielką literaturą muzyki rozrywkowej. Właśnie głównie z takim repertuarem artysta utożsamiany jest obecnie. To nagranie jest w stosunku do wersji oryginalnej trochę ugrzecznione, bardziej popowe, ale dzięki temu chyba bardziej komercyjne.

Wszystkie inne wersje piosenki są niczym innym, jak powtórzeniem tego, co zrobił Rod Stewart. Każdy artysta próbuje jeszcze bardziej popisać się swoją wizją wzbogacenia tego, co już było. Na tym tle wyróżnia się skromna wersja hiszpańskojęzyczna w wykonaniu Emilio Navaira. Być może sam język sprawił, że piosenka brzmi zupełnie inaczej, ale także prostota wykonania miała niebagatelny wpływ na ostateczny efekt. To wykonanie nie ma żadnych pułapek uwodzenia słuchacza, nie ma epatowania wielką orkiestrą, jest czysty dźwięk, proste, logiczne frazowanie. Naturalnie i ze smakiem.

Na tle wielu bogatych muzycznie wersji uwagę zwraca klimatyczne nagranie Olivii Ong. Zastosowanie tutaj delikatnego smooth jazzowego akompaniamentu sprawia, że piosenka nie przytłacza tak swoim szczytnym przesłaniem. Sama wokalistka potrafi ten klimat podtrzymać, mimo że jej wykonanie mistrzowskie nie jest. Uwagę zwraca tutaj świetne frazowanie, bo to w większości wykonań, łącznie z oryginalnym, trochę razi.

Dzisiejsze spotkanie z popularną piosenką było wyjątkowo krótkie. I nie chodzi tutaj o to, że nie ma czego słuchać. Wszystkich nagrań jest tak dużo, że trzeba mieć dużą wolę, aby je wszystkie wysłuchać. W sztuce jednak nie o ilość chodzi, dlatego lepiej ograniczać się do wykonań interesujących, nawet jeśli jest ich stosunkowo mało.

Zostaw komentarz