Skip to content
20 lis / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – „It’s Raining Men”

W naszym cyklu, po przyjrzeniu sie  ponad setce piosenek, takiego przypadku, jaki reprezentuje „It’s Raining Men”, jeszcze nie było. Tu mamy do czynienia z przebojem, który wszedł niejako kuchennymi drzwiami i nadal żyje, choć zupełnie inaczej niż większość światowych przebojów.

Piosenka autorstwa Paula Jabora i Paula Schaffera powstała w 1979 roku, lecz na swoje nagranie czekała 3 lata. Ten czas spędzono na szukaniu pierwszego wykonawcy – wszystkie artystki, którym oferowano piosenkę po kolei odmawiały. A były to nie byle jakie wokalistki: Diana Ross, Donna Summer, Cher i Barbra Streisand. W końcu znaleziono kompletnie nie znany duet The Weather Girls, który z dnia wykreował wielki przebój.

Komercyjny sukces piosenki to 6 milionów sprzedanych singli i wielka rozpoznawalność wykonawcy. Dziś zespół The Weather Girls uważany jest za wykonawcę jednego przeboju, mimo iż wydał aż 7 albumów. Nie ulega wątpliwości, że kojarzy się z nim tylko ta piosenka. Mało tego, wśród zwolenników utworu nie ma chyba wielu, którzy wiedzieliby, kto ją wykonuje. Tak dzieje się do dziś i to nie tylko z tym wykonaniem. 15 lat po premierze jedna z wokalistek zespołu nagrała nową wersję, tym razem w duecie z inną wykonawczynią. To nagranie niewiele rożni się od pierwotnego, jest jedynie, jak przystało na różnicę czasu nagrywania, trochę nowocześniejsze.

Podobnie dzieje się w kolejnej wersji z początku tego wieku, w wykonaniu Geri Haliiwell. Tutaj postawiono na jeszcze większą przebojowość, znacznie upraszczając bogatą warstwę głosów towarzyszących, które były charakterystyczne dla obu wcześniejszych wykonań. To nagranie ponownie szturmem wdarło się do światowych dyskotek, a największą sławę zdobyło „występując” w kultowym filmie „Pamiętnik Bridget Jones”.

Piosenka stała się klasykiem muzyki tanecznej, ale też kultową piosenką w kręgach gejowskich  i feministycznych. Co tu jest jednak najciekawsze, to fakt, że utwór, który długo nie mógł znaleźć wykonawcy i ostatecznie został nagrany przez nieznane wokalistki drugiej, a może nawet trzeciej klasy, jest do dziś grany w wielu różnych postaciach. Wykonują go orkiestry symfoniczne, chóry, wielkie divy i całą rzesza początkujących wokalistów. W większości wersji żaden wykonawca nie potrafi odciąć się od oryginału, a znak charakterystyczny piosenki, czyli wstęp instrumentalny wznoszącej się skali dźwięków f, g, as, be, c, es, f, as z kończącym g, wykorzystywany jest prawie zawsze. I to nie świadczy dobrze o nowych wykonawcach, natomiast jest najlepszą wizytówką pierwszego producenta przeboju.

Kończymy wersją mało znanego tureckiego  zespołu Dolarpede. Tutaj, mimo wspomnianego skopiowanego wstępu instrumentalnego, znalazło się miejsce na samodzielność – zasygnalizowanie w aranżacji utworu innego kręgu kulturowego jest wyrazem świadomości muzycznej. Takie właśnie „sztuczki” są dla mnie sensem wykonywania obcego repertuaru.

 

 

 

Zostaw komentarz