O coverach (prawie) wszystko – “Pretty Woman”
Ta piosenka, mimo swojej sporej wcześniejszej popularności, przeciętnemu odbiorcy kojarzy się z filmem pod tym samym tytułem. I to do tego stopnia, że wielu odbiorców myśli, że to utwór powstały na potrzeby tego przeboju kinowego. W ten sposób utwór dostał drugie życie, kto wie, czy nie ciekawsze niż przed ukazaniem się na ścieżce dźwiękowej filmu „Pretty Woman” z 1980 roku.
Piosenka pod tytułem „Oh, Pretty Woman" została nagrana w 1964 roku przez jej kompozytora Roy’a Orbisona. Singiel z piosenką został sprzedany w ilości kilku milionów egzemplarzy, a magazyn Billboard uznał ją za nr 4. tego roku. Dzisiaj ta piosenka jest głównym znakiem rozpoznawczym artysty.
Dużą sławę piosenka zyskała po wykonaniu 2Live Crew. Ta parodystyczna wersja z 1989 roku stała się słynna w show businessie z powodu procesu sądowego. Wydawca piosenki oryginalnej Acuff-Rose Music pozwał wykonawców prześmiewczej wersji pod zarzutem przekroczenia obowiązującej w USA zasady prawnej nazywanej „fair use”. Opiera się ona na celu i charakterze użycia dzieła, w szczególności w kwestii, czy zostało ono użyte w celu komercyjnym, czy niekomercyjnym i edukacyjnym. Prawdopodobnie chodziło tutaj także o inną z tez zasady, mówiącej o rezultatach wpływu użycia tego dzieła na jego sprzedaż oraz wartość na rynku. Sąd zdecydował, że powołaną doktrynę można rozszerzyć także o wykonania pastiszowe, uznając rację pozwanego zespołu. Ten wyrok do dziś uznaje się za spektakularny z uwagi na jego nowatorskie podejście do sensu artystycznej kreacji.
Jak już wspomniałem piosenka swoją największą sławę zdobyła dzięki „występowi” w filmie pod tym samym tytułem. Już sam fakt wykorzystania tytułu piosenki w tej zmienionej krótszej wersji spowodował, że dziś nikt tej piosenki nie kojarzy pod tytułem oryginalnym. I do końca nie wiadomo, czy film zawdzięcza tak wielką popularność również dzięki temu utworowi, czy raczej odwrotnie. Jedno jest pewne – ta świetna symbioza pomogła w jednym i drugim przypadku.
W czasie pomiędzy nagraniem oryginalnym i jego wcieleniem filmowym mieliśmy możliwość obcować z kilkoma ciekawymi wykonaniami. Amerykańska hardrockowa grupa Van Halen nagrała wersję bardzo podobną, jednak nieco skręcającą w stronę wykonania nie tak grzecznego. Podobnie jest w wersji The Beatles. Ten zespół, mający w swoim dorobku mnóstwo świetnych autorskich piosenek, będących dziś znakiem czasu muzyki popularnej II połowy XX wieku, od czasu do czasu lubił sięgać po repertuar obcy. Jeśli więc ta kapela nagrywała nie swoją piosenkę, to prawdopodobnie musiało być w niej coś, co warto odnotować. I może to wykonanie nie jest szczególnie oryginalne, ale już sam fakt zainteresowania się tą piosenką jest godny przedstawienia.
Moją uwagę zwróciło wykonanie zespołu Rockapella. Ta wersja a cappella jest ciekawa ze względu na trochę inną formę, ale to ciągle ta sama piosenka, niewiele różniąca się od wersji oryginalnej. Jednak na tle większości wykonań będących perfidnymi kopiami, takie klasyczne podejście jest skarbem
Na zakończenie wykonanie po polsku. Krzysztof Krawczyk nagrał piosenkę w momencie, gdy w Polsce nie mieliśmy tak łatwego dostępu do repertuaru anglojęzycznego. Wtedy każda próba wykonania wielkich zagranicznych przebojów była jedną z okazji do zbliżania słuchaczy do utworów, które w wersji oryginalnej mogły do nas tak łatwo nie dotrzeć. To oczywiście nie jest nagranie wybitne, a wspominam o nim jedynie dla historycznego porządku.
Tych kilka przykładów nowych wykonań pozwala nam uświadomić sobie, że nawet w muzyce popularnej przypadki i szczęśliwe zbiegi okoliczności mogą pomagać. Kto wie, jak dziś pamiętalibyśmy ten utwór, gdyby nie pomysł na wykorzystanie go w filmie. I może, i sama piosenka, i osobno film mogłyby znaleźć swoje miejsce w historii sztuki popularnej, jednak historia skierowała te oba utwory na inne tory, więc nie ma sensu zastanawiać się, „co by było, gdyby”. Cieszmy się tym, co mamy:-)