Skip to content
14 lut / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – „Tomaszów”

Wiemy, że tę słynną piosenkę z repertuaru Ewy Demarczyk skomponował Zygmunt Konieczny, autor większości najważniejszych utworów artystki. Wiemy także, że powstała do wiersza Juliana Tuwima, ale…tutaj niespodzianka, bo jego tytuł jest inny – ten oryginalny to   „Przy okrągłym stole”, na potrzeby piosenki zmienił się w “Tomaszów”. Utwór śpiewany przez naszą wielką artystkę bardzo szybko stał się niezwykle popularny i do dziś jest jedną z wizytówek Ewy Demarczyk.

Wiersz powstał w drugiej dekadzie XX wieku, a rozpoczynał się nieco inaczej:

A może byśmy tak, jedyna,
Wpadli na dzień do Tomaszowa?
Może tam jeszcze zmierzchem złotym
Ta sama cisza trwa wrześniowa…

I już wyjaśniamy: z Tomaszowa Mazowieckiego pochodziła przyszła żona poety, Stefania – właśnie w tym mieście i okolicach odbywały się pierwsze spotkania obojga. Pewnie dlatego poecie świetnie udało się oddać temperaturę rozwijającej się znajomości. Ale chyba jeszcze lepiej zrobiła to Ewa Demarczyk. Tu trzeba podkreślić siódmy zmysł Zbigniewa Koniecznego, który znakomicie odczytał emocje ukryte w tekście, ale sam też spowodował, że może się wydawac, że oba elementy, tekst i melodia powstały jednocześnie. Znakiem rozpoznawczym piosenki jest charakterystyczny akompaniament fortepianowy, bardzo często wykorzystywany w wersjach innych artystów. Na szczęście są wykonawcy, który odważyli się na zerwanie z prototypem i zaproponowanie swojej wizji tej pięknej piosenki. Warto jednak odnotować, że sposób prowadzenia akompaniamentu został w kilku przypadkach jedynie nieco zmodyfikowany. Prawdopodobnie chodzi tu o szacunek do Koniecznego, traktując jego wkład jako nierozerwalny element piosenki.

Celowo zaczynam od wersji Kingi Preis. Tutaj wszystko jest podobne, także wspomniana partia fortepianu – co prawda jest nieco inna, ale bardzo mocno inspirowana tą oryginalną. Sądząc po sposobie zaaranżowania utworu można założyć, że to zabieg celowy, a nie brak wyobraźni. Wykonanie aktorki także nawiązuje do oryginału, ale zrobienie współczesnej wersji, która kultywuje świetne wykonanie sprzed 60 lat, lecz jej nie kopiuje, to naprawdę mistrzostwo.

Ciekawe jest wykonanie Marii Sadowskiej. Tutaj nie ma już ducha pierwszego wykonania, jest współcześnie i interesująco. Ciekawie wypadła delikatna zmiana frazy. Dobrze też ogląda się teledysk, ale to także zasługa wokalistki, która sama go wyreżyserowała. I pewnie również świadomie Sadowska zrezygnowała w swojej wersji z bridge’a („Jeszcze ci wciąż spojrzeniem śpiewam”).

Godne wysłuchania jest wykonanie Natalii Sikory, która śpiewa tak przejmująco i prawdziwie, że nie łatwo oprzeć się tym emocjom. Do tego pewnie przyczynia się aranżacja, w większości oparta na kwintecie smyczkowym, a tylko w charakterystycznym, trudnym wokalnie bridge’u pojawia się fortepian, ale też bardzo oszczędnie i mądrze. I jeśli początkowo możemy mieć problem z barwą głosu artystki, to wciągając się w tę interpretację, bardzo szybko o tym zapominamy.

Kończymy wykonaniem męskim. Janusz Radek, znany z interpretacji kultowych piosenek, tutaj także pokazał klasę. Można się jedynie zdziwić, że artysta nie skorzystał z okazji wykonania tekstu w wersji niepoprawionej, czyli tej napisanej przez Tuwima, skierowanej do kobiety. Swoim zabiegiem poprawienia tekstu już poprawionego Radek pokazał, że warto się do takich wielkich utworów przygotować.

 

Zostaw komentarz