Skip to content
27 lis / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – „Careless Whisper”

Niewątpliwie „Careless Whisper” jest jedną z ważniejszych piosenek w repertuarze George Michael’a. I to z kilku powodów. Piosenkę napisał w czasach początków kariery duetu Wham!, wspólnie ze swoim scenicznym partnerem Andrew Ridgeley’em. Jednak ostatecznie Michael wykonał ją sam jako pierwszy utwór solowy. Od momentu ukazania się w mediach, piosenka bardzo szybko zawojowała cały świat, stając się numerem 1. w 25 krajach.

Ten wielki przebój nie jest chyba aż tak genialny, skoro na swoją premierę musiał całkiem długo czekać. Tak, piosenka powstała w 1980 roku i aż 4 lata przeleżała w przysłowiowej szufladzie. Moment nagrywania utworu to najlepsze czasy świetności Wham!, jednak ostatecznie, po wielu próbnych wersjach, Michael zdecydował się wykonać ją sam. Sukces utworu, oczywisty dla wielu dzisiejszych odbiorców, to głównie staranna koncepcja nagrania. Przede wszystkim chodzi tu o klimat romantycznej ballady, zaśpiewanej raczej zachowawczo, ale pewnie o to chodziło. Całość dopełnia zmysłowa aranżacja ze słynną „dancingową” partią saksofonu. I właśnie ta część nagrania jest zmorą nowych wersji – prawie wszyscy artyści traktują ten fragment instrumentalny jako ważną część utworu.

Jedynym nagraniem, w którym pozwolono sobie na pozbycie się natrętnego wstępu,  jest wersja 2Play. Tutaj można mówić bardziej o pastiszu, jednak nie można przejść obojętnie obok samodzielnej, ale przede wszystkim ciekawej próby.

W podobnej konwencji wykonuje piosenkę Postmodern Jukebox. Takie nawiązanie do lat 30. ubiegłego wieku świadczy o dużej wyobraźni i muzykalności artystów. W tym przypadku wykorzystanie partii saksofonu w wersji 1:1 służy zupełnie czemu innemu, jest tylko podkreśleniem, że mamy do czynienia z wersją „z przymrużeniem oka”. Zresztą do jej wykonania zaproszono nie byle kogo, bo Dave Koz należy do światowej czołówki saksofonistów.

Ciekawym pomysłem jest umieszczenie utworu w stylistyce rockowej, jak zrobił to zespół Seether. Tutaj, dzięki mocnemu akompaniamentowi i bardzo dobrej interpretacji wokalisty, mamy do czynienia z zupełnie nowym odczytaniem piosenki – tradycyjna „pościelówa” zamieniła sie w dobry rockowy numer. Szkoda tylko, że muzykom nie wystarczyło wyobraźni, aby zrobić coś z tą nieszczęsną melodią wstępu.

Podobnie można powiedzieć o wersji Grupo Extra. W tym przypadku piosenkę wykonano w stylistyce miłosnej ballady latynoskiej. Ta wersja jest na tyle wiarygodna, że można by uwierzyć, że to utwór napisany specjalnie na potrzeby brazylijskiego serialu.

Dzisiaj przykładów muzycznych jest stosunkowo mało. Jest to wynik poszukiwań nagrań ciekawych, wnoszących coś nowego, nie kopiujących, twórczych. Tych w przypadku tej piosenki jest bardzo mało. Zakończymy nagraniem amerykańskiego zespołu The Gossip. Ich wersja jest szczególna. Po pierwsze nie ma tutaj naszej ulubionej melodii saksofonowej, co już od początku nadaje piosence zupełnie inny wymiar. Ta wyjątkowość jest jeszcze bardziej podkreślona dzięki wokalistce, która oryginalną melodię traktuje śmiało, zmieniając ją w kilku momentach. Może nie jest to klasyczny cover, a raczej rodzaj wariacji, jednak mimo wszystko wolę takie, nieszablonowe podejście.

Przy okazji spotkania z problemem kopiowania wstępu instrumentalnego ponownie możemy zadać sobie pytanie – co podlega „coverowaniu”? Czy punktem wyjścia jest dla nas zarejestrowany utwór podlegający ochronie praw autorskich (tekst, muzyka i harmonia), czy samo nagranie, a w tym rzeczy tak indywidualne jak interpretacja, aranżacja, tempo i wszystkie inne elementy, których w zapisie nutowym nie ma. Jestem zdecydowanym zwolennikiem pierwszego rozwiązania.

 

Zostaw komentarz