Skip to content
8 paź / Wojtek

„Mas que Nada”

“Mas que Nada” to jeden z ważniejszych i najbardziej znanych utworów latynoskich. Głównie dzięki tej kompozycji Sergio Mendes jest prawie tak samo znany, jak największy kompozytor samby – Carlos Jobim. Piosenka została sklasyfikowana na 5. miejscu listy najlepszych utworów brazylijskich,  opublikowanej przez magazyn Rolling Stone.

Początki tego utworu nie wyglądały tak kolorowo jak dziś, bo jego pierwszy wykonawca Jorge Ben Jor, zupełnie nieznany wokalista, musiał przedrzeć się do świadomości słuchaczy bez wcześniejszego zaplecza popularności. W tej drodze oczywiście pomogła sama piosenka, która tak szybko stała sie popularna, że na rynek amerykański dotarła już wersja sygnowana przez autora.

Po wielkim sukcesie z 1963 roku kompozytor piosenki prawdopodobnie zorientował się, że jego największa szansa może mu uciec razem z wykonawcą,  któremu oddał piosenkę, dlatego zdecydował się na osobisty udział w nowym nagraniu, tym razem sygnowanym własnym nazwiskiem. Tę wersję z zespołem Tamba Trio można potraktować jako pierwszy ważny cover piosenki. Jednak znacznie większą popularnością cieszy się interpretacja nieco późniejsza, bardziej komercyjna i lekko odarta z magicznego latynoskiego smaczku. Obie jednak są godne posłuchania, obie bowiem przyczyniły się do olbrzymiej popularności utworu. W tym zestawieniu każda z nich może mieć swoich miłośników – każda skierowana jest do nieco innego słuchacza.

W brazylijskim slangu „mas que nada” oznacza dosłownie „ale to nic”, co można zrozumieć także jako „wszystko jedno”, „nigdy w życiu” lub „tak, prawda”.

Wielka popularność piosenki spowodowała nagłe zainteresowanie wielu artystów z całego świata. O skali tego zainteresowania świadczą wersje obcojęzyczne. Najciekawsza z nich należy do królowej, czyli samej Elli Fitzgerald. Jej wykonanie w samym charakterze mocno odbiega od oryginału. Wokalistka postawiła na ulubioną stylistykę swingową. I w tym przejawia się mistrzostwo artystki, która przy przemyceniu wielu nowych pierwiastków, potrafi także zachować latynoską specyfikę.

Zostając przy artystach najwyższej próby, warto posłuchać fenomenalnego wykonania Al’a Jarreau. Jego wersja to chyba najbardziej nowoczesna interpretacja z oryginalnym tekstem, która szeroko otworzyła drzwi do szerszej grupy odbiorców, także do świata jazzu, a nawet muzyki klasycznej.

W olbrzymiej reprezentacji wykonań instrumentalnych możemy sie zachwycać nagraniami największych artystów: Oscara Petersona, Dizzie Gillespiego, czy Marca Antoine. Jednak do posłuchania wybrałem nagranie zaskakujące – wersja gitarowa w wykonaniu Milosa to nawiązanie do szlachetności muzyki Mendesa. W takim  wykonaniu skojarzenia z brazylijskim mistrzem, Villa-Lobosem są wręcz oczywiste.

Musimy teraz na chwilę zboczyć z głównego nurtu naszych poszukiwań i przyjrzeć się nagraniom wersji tanecznych – tych jest tak dużo, że nie sposób ich zbagatelizować. Jak można się domyślać, większość jest na poziomie mizernym (to efekt ciągłego rozprzestrzeniania się mody na wersje “nowoczesne”). Z drugiej jednak strony takie wersje są oznaką śmiałości poczynania sobie z materią. Przy tym wszystkim tego typu projekty, nastawione na sukces komercyjny, trafiają na dużą grupę odbiorców, przede wszystkim bardzo młodych i głównie takich, dla których jest to jedyna okazja obcowania z muzyką trochę inną, niż anglosaski pop. Wersja Gregora Salto, to tzw. mniejsze zło – komercja nie zabiła latynoskiego klimatu.

Na zakończenie dwa świetne wykonania damskie, tych zresztą jest znacznie więcej,  niż wersji śpiewanych przez mężczyzn. Zaczniemy od nieżyjącej już Miriam Makeba. Ta walcząca z apartheidem wokalistka, uhonorowana nagrodami pokojowymi, zapisała się w historii muzyki jako pierwsza afrykańska artystka nagrodzona Grammy. Jej przydomek „Mama Africa” jest w tym kontekście naturalny. Ta wersja „Mas que Nada” jest nieco inna – więcej tu spokoju i dystansu, co rzuca zupełnie inne światło na utwór. Niewątpliwie jest to niezgodne z pierwotnym przesłaniem autora, ale czyż to nie o to chodzi, aby każdy artysta prezentował nam swoje odczytanie, przefiltrowane przez doświadczenie życiowe, smak i gust muzyczny? Wyraźnie słychać tutaj klasę artystki, jej wizję i sposób, w jaki chce ją przekazać – zwolnienie tempa, czyli odejście od typowego charakteru,  utworu nadaje temu wykonaniu szlachetności i szyku.

Elza Soares, brazylijska diva, nie była w stanie uciec od kulturowego archetypu, pierwiastki latynoskie są mocno zaakcentowane. To, co jednak wyróżnia to wykonanie, to kontrapunkt pomiędzy świetnym, charyzmatycznym, ale także nieco tradycyjnym sposobem śpiewania, a znakomitym, zróżnicowanym rytmicznie akompaniamentem.

Śledzenie światowego sukcesu utworu nie wywodzącego się z kultury anglosaskiej jest zawsze dużą przyjemnością. Przede wszystkim chodzi o chwilowe oderwanie się od absolutnej hegemonii dwóch krajów w świecie muzyki rozrywkowej. Takie okazjonalne nawet zaglądanie do innych kręgów kulturowych umożliwia znaczne poszerzenie wiedzy o tym, co nas otacza w muzyce. Szkoda, że tych „intruzów” jest tak mało.

 

 

Zostaw komentarz