Skip to content
20 sie / Wojtek

O coverach (prawie) wszystko – „Gdzie są kwiaty z tamtych lat”

Piosenkę poznałem wiele lat temu w polskojęzycznej wersji, tak więc ciągle w mojej pamięci funkcjonuje. I pewnie wykonanie Sławy Przybylskiej spowodowało, że do tej piosenki nie pałałem miłością. Czas więc naprawić błędy młodości. Ale…skoro się rzekło, zaczniemy od wspomnianej wersji.

Wersja polskojęzyczna, nie do końca udana, spowodowała, że dosyć długo nie ciągnęło mnie do oryginału, kiedy jednak nadszedł na to czas, okazało się, że to całkiem wartościowa piosenka. I ta wartość nie ko końca mieści się w warstwie muzycznej.  Piosenka „Where Have All the Flowers Gone?” powstała w 1955 roku, a jej autorem był muzyk country Pete Seegers, który do własnej muzyki napisał 3 wersy tekstu. Resztę tekstu dopisał kilka lat później Joe Hickerson i w ten sposób, w 1960 roku powstała piosenka w kształcie, który znamy dzisiaj.

Utwór, zyskując swoją popularność w połowie lat 60., bardzo szybko został powiązany z okrucieństwem wojennym, w czym niewątpliwie „pomogła” tocząca się właśnie wojna w Wietnamie. Ta konotacja bardzo wpłynęła na  reputację utworu, któremu udało się uciec z drogi jednokierunkowej, jaką jest muzyka country, bo z niej właśnie utwór pochodzi. Paradoksem jest jednak wpadnięcie do drugiej pułapki – dziś wszystkie wykonania, jeśli nie są nacechowane klimatem wolnościowym, ciągną w stronę country. Dlatego słuchając nowych wersji, trzeba być  niezwykle odpornym – większość propozycji jest na poziomie piosenek ogniskowych, wręcz nie do słuchania.

Wszystkie nowe wykonania można podzielić na kilka podstawowych kategorii, tak jakby artyści nie potrafili znaleźć własnego języka, lecz już od początku swoją koncepcję wykonawczą wpisywali w zapoczątkowaną przez kogoś innego stylistykę.

Z czasów największych ruchów wolnościowych najbardziej znane jej wykonanie Joan Baez. Dla mnie jednak jest ono zbyt proste, niczym nie różniące się od śpiewania na polu namiotowym. Dużo bardziej podoba mi się wersja Jimmy’ego Somerville’a, który swoją oszczędną interpretacją z fortepianem podkreślił muzyczne piękno piosenki i wartości, jakie ona niesie.

 

W nurcie walki o prawdę najciekawsze i najbardziej znane jest wykonanie Marleny Dietrich. Interpretacja tej ikony filmu XX wieku jest szczególnie ważna. Artystka, rodowita Niemka, jako zagorzała antynazistka, zaraz po wybuchu II wojny światowej opuściła na znak protestu swoją ojczyznę, w dodatku bardzo energicznie wspierała swoimi występami żołnierzy amerykańskich walczących na froncie. Dlatego też to wykonanie piosenki trzeba powiązać z  osobistym stosunkiem do wojny, rozliczeniem się z problemem, a jako Niemka Marlena Dietrich ma do tego wyjątkowe prawo.

Belgijski chór Scala & Kolacny Brothers już kila razy pojawiał się w naszych poszukiwaniach ciekawych wykonań. Tym razem słuchamy wykonania utrzymanego w stylistyce typowej dla tego zespołu, oszczędnego i szlachetnego, przy czym wpisanego w specyfikę występów „ku czci”. Jednak takie podejście, przy założonym podejściu występu okazjonalnego, nie poraża patosem, ani zbędną dramaturgią.

Pora teraz przejść do kreacji bardziej muzycznych, wszak ciągle przyglądamy się gatunkowi, który polega na muzycznym przekazie. Zawsze podziwiałem artystów, którzy potrafili z utworów patetycznych i zaszufladkowanych do konkretnej kategorii zrobić coś atrakcyjnego muzycznie. Wielki szacunek wzbudzają zwłaszcza ci, którzy potrafią swoje kreacje artystyczne dopasować do specyfiki i wagi tekstu. Za przykład może posłużyć Chris the Burgh.  Jego koncepcja wykonawcza opiera się na ewolucyjnym rozwijaniu się utworu, od bardzo delikatnej wersji głosu z gitarą, do dramaturgii wzmocnionej całym zespołem.

Podobne podejście słyszymy w dużo wcześniejszej wersji. Vera Lynn wykonuje piosenkę  bardzo oszczędnie, podobnie do wielu wokalistów śpiewających tylko z gitarą. Uroku jednak dodaje świetna aranżacja, która nie dominując nad tym, co najważniejsze, stwarza doskonały klimat i podkreśla przesłanie, jakie przekazuje wokalistka.

Earth Wind & Fire ucieka ze stereotypu zaangażowanej, skromnie wykonanej ballady. Pomysł tego zespołu to zaadaptowanie utworu do swojej stylistyki. Tutaj wszystko brzmi jakby inaczej. Przede wszystkim zmieniono pulsację i frazowanie. Przy okazji zmodyfikowano nieco linię melodyczną, ale w tym przypadku kompletnie mi to nie przeszkadza. To wykonanie jest potwierdzeniem, że Eart, Wind & Fire nie był głupiutkim zespołem grającym byle jaki repertuar. Takie podejście do zaklętego utworu pokazuje wielką klasę.

Początkowo wydawało mi się, że piosenka jest mało ciekawa muzycznie, wręcz nudna. Żeby z takiego materiału zrobić atrakcyjny utwór instrumentalny trzeba być nie lada mistrzem, co udowodniło wiele koszmarnie słabych wersji. Na szczęście są na świecie muzycy, którzy posiadają warsztat, wyobraźnię i pokorę. Wes Montgomery, amerykański gitarzysta jazzowy, nagrał wersję oszczędną, jednak bardzo artystyczną, po prostu smaczną. To nagranie pokazuje, że prawdziwy artysta nie musi się popisywać wirtuozerią, aby pokazać swoją klasę.

Kilka zaprezentowanych wykonań znanej, ale specyficznej piosenki pokazuje, że w muzyce nigdy nie ma ściany, której nie da się przejść. A nawet jeśli ściana stawia opór, to można ją obejść lub przeskoczyć. Tak robią najwięksi. I takich wykonań zawsze będę szukał.

Jeden komentarz

zostaw komentarz
  1. wiemo / 5 paź 2016

    Zabrakło, przynajmniej dla mnie, wersji formacji Peter Paul and Mary.
    Nie znałem tego wykonania Earth Wind & Fire. Jestem zaskoczony. Z drugiej strony, protest song wyśpiewywany falsetem traci całą moc.

Zostaw komentarz