O.S.T.R. – „Instrukcja obsługi świrów” [RECENZJA]
No, nareszcie O.S.T.R. wydał płytę, która mi się podoba. Kilka fragmentów nawet mnie zachwyciło. Było mi trochę wstyd, że jego dwóch wcześniejszych albumów nie doceniłem, mimo że wszyscy dookoła zachwycali się niewiarygodnie. Ale to wrażnie zachwytu już po kolejnych przesłuchaniach albumu szybko mnie opuściło. Kiedy wsłuchałem się w teksty okazało się, że jest jeszcze gorzej niż poprzednio.
Ostatnio uczestniczymy w jakiejś dziwnej obsesji "starych" raperów, którzy nadali sobie prawo pilnowania czystości gatunku. O.S.T.R. staje w jedym szeregu z Sokołem i Paluchem – ci panowie na swoich najnowszych albumach uderzają w podobne tony. I nawet to może się podobać, bo jeśli środowisko samo o siebie nie zadba, to nikt inny tego nie zrobi. Jednak wysiłki tych panów mogą przynieść skutek odwrotny, bo przecież słuchacz sam wie, kogo chce podziwiać – bieżące wyniki sprzedaży są tu najlepszym potwierdzeniem. Najgorsze jednak, że panowie "mentorzy" pokazują szeroki zakres niekompetencji. Ostry jest tutaj zdecydowanym liderem.
W "Instrukcji obsługi świrów" zachyca muzyka. Już dawno nie słyszałem tak dobrego albumu, bo tu jest bardzo światowo. Główną gwiazdą jest amerykański raper Cadillac Dale, który swoim udziałem w kilku utworach wprowadził je na poziom światowy. Bo gdyby nie polskie fragmenty, to utwory: "Arenga", "Eden" i "Lifetime" byłyby perełkami. Ten materiał znowu wyprodukowali stali holenderscy współpracownicy artysty, czyli duet Killing Skills. I to zdecydowanie najlepsza ich praca.
Wokół tytułowej instrukcji obsługi O.S.T.R. zbudował story spinające wszystkie utwory. Sam pomysł jest niezły, jednak ubranie go w kontakty z intruzem, który jest hip-hopem, doprowadzone są do narracji wyjętej z dobranocki. Interludia, czy jak mówią raperzy – skity, mocno ciągną cały materiał w dół. Momentami jest nieco słabo. Ale jeszcze gorzej robi się przy niektórych tekstach. Bo tak doświadczony raper, który w dodatku głośno krzyczy, że jest strażnikiem dobrego poziomu, pozwala sobie na wrzutki, których nie wybaczyliśmy nawet debiutantom. Przytoczę tylko kilka: "Telefon napierdala jak Tyson Gołotę", Potrzebuję wody jak nimfomanka orgazmu", czy "Suki walą się jak bloki na Retkinii". Dla przeciwwagi zacytuję niezłe zdanie, które zapamiętałem: "Lepiej wyciągać syna z kryminału, niż córkę z krzaków".
Oceniając ten album bardzo szybko musiałem zdecydować, że osobno będę słuchał muzyki, pozwalając sobie na niedokładne słyszenie tekstów. "Wersy w pysk", bardzo dojrzałe muzycznie, są chyba największą niekonsekwencją. Bo w tym tekście artysta rozprawia się z młodymi raperami, nabijając się z ich umiejętności. Pomijając już sens takiego zabiegu, zwraca uwagę styl, bo jest to zrobione przy użyciu takiej rewelacji:
"ostatni prawdziwy sieje strach w myślach jak tengo
newschoolowcy maja miny
jak dziwka po gangbangu
dość mam sentymentów
jęczy-leszczów
coś tu nie tak ziombel
słuchać ich tu jakby iść z zespołem Tourette’a na pogrzeb
zakochanie w autotunie
syntetyczny banał, chwała
każdy piszczy jakby se przeszczepił jaja od komara"
Dobrze się słucha "Piachu z pustyni" i tytułowej "Instrukcji obsługi świrów". Podobie jest z "Chevy Impala", "Amaretto"o i "20/20". Ale, niestety, te kawałki żyją wyłącznie dzięki świetnej muzyce. Jedyny utwór, w którym oba elementy są w miarę spójne to "Eko". No i może jeszcze zamykający album "Addicted" – tutaj jest nieźle z uwagi na stosunkowo mały udział polskojęzycznego tekstu.
I pomyśleć, że po pierwszym wysłuchaniu zakładałem, że to będzie silny kandydat na album roku. Warto jednak pamiętać, że tak dobrej muzyki na hip-hopowym albumie dawno w Polsce nie było. Potwierdza się więc moja teza, że prawdziwy artysta to osoba umiejąca dobrać sobie współpracowników. Szkoda tylko, że ten artysta sam, jako frontman projektu, ma tak niewiele do powiedzenia.
6/10
haha beka gościu nie znasz sie