Skip to content
19 maj / Wojtek

Otis Kane – „Violet” [RECENZJA]

To drugi album tego artysty, ale od debiutu niewiele się zmieniło – Otis Kane nadal jest  ciągle mało znany, a jego muzyka jest cały czas interesująca. „Violet” pokazuje rozwój wokalisty, bo te cztery lata od ostatniego albumu artysta wykorzystał na swój rozwój.

Produkcyjnie artystę wspomogli dwaj doświadczeni muzycy: D Mills i Sir Dylan. Wspólna praca tych zdolnych artystów to zaledwie 32 minuty muzyki, ale właśnie ten czas jest tutaj skrojony idealnie, bo nie ma nic gorszego, jak albumy za długie, kiedy artyści nie potrafią zdecydować się, co chcieliby słuchaczom opowiedzieć.

Uwagę zwraca „Breathe” – dobrze, że wybrano ją na singla, bo jeśli coś ma się dobrze sprawdzić w komercyjnym radiu, to ta piosenka na pewno. „Dance With You”, „Tomorrow”  i  „Morning Sun”, także single, to piosenki którym wróżę karierę. Inne piosenki też przyciągają, jak choćby „Scorpio”. Podoba mi się, że tu króluje raczej minimalizm, chociaż produkcyjnie niczego tym piosenkom nie brakuje,  ale liczy się dobra konstrukcja i naturalne zaśpiewanie. Gdyby nie studyjne aranżacje, to można by powiedzieć, że to piosenki zaśpiewane przez przysłowiowego chłopaka z sąsiedztwa – tu najlepszym przykładem jest piękna ballada „Kaleidoscope”. Podobnie jest w „Honey”, w której w duecie z Sugar Jonas artyście udało się stworzyć nową muzyczną przestrzeń.

Otis Kane wszystko co tworzy robi mądrze i bez napinki. Przy tej muzyce można się zrelaksować, bez obaw, że kolejny artysta chce nas zatopić w morzu pozornie nowoczesnej muzyki.

9/10

Zostaw komentarz