Paluch – „Najlepszego Życia Diler” [RECENZJA]
Album nr 20 – to robi wrażenie, ale jedynie jako liczba, bo to, co słyszymy nie jest szczególnie imponujące. Mimo wszystko można powiedzieć, że Paluch przeszedł wyraźną przemianę, chociaż nie wiem, czy tak wyraźne uciekanie od swojego wizerunku doświadczonego rapera jest udane. Już w „Intro” jest nieźle – obietnica, że to mocno odmieniony Paluch, jakby mniej czystego rapu, na pewno mniej agresji, dużo przemyśleń i ciekawych spostrzeżeń.
Tytuł albumu nawiązuje do krążka „Lepszego życie diler” sprzed 10 lat. Wtedy było to duże wydarzenie, ale teraz artyście chodziło chyba o pokazanie, że jest dojrzałym facetem, szkoda, że nie zawsze utwory traktujące o poważniejszych rzeczach sąsiadują z tymi bardziej charakterystycznymi dla Palucha. Mamy więc niezłe: „Nigdy w życiu” i „W moich ramionach” o roli artysty jako ojca. Ciekawy jest też prowokacyjny „Paluch nie żyje” i zamykający „Dopóki czuję puls”. Na drugim biegunie są utwory populistyczne, jak choćby: „M&M” o medycznej marihuanie, „DresKot”, czy „Więcej ognia”. Temu ostatniemu, z udziałem Słonia, wróżę karierę w pewnych kręgach – jest odważnie i konkretnie.
Dużo tutaj gości. Wśród producentów najbardziej jest widoczny bardzo doświadczony, znany ze współpracy z całą polską czołówką Chris Carson. Tłoczno jest przy mikrofonie – najlepiej się odnaleźli: Miroff w „Ułoży się” i Białas w „Hall of Fame”. Zastanawiam się, czy tak duża ilość gości była potrzebna. Czyżby asekuracja?
7/10