Skip to content
1 mar / Wojtek

Pat Metheny – „From this Place”, czyli wielka kumulacja [RECENZJA]

Zapowiedź nowego albumu wywołała we mnie wielkie emocje. Bo to przecież jeden z tych artystów, którzy wpłynęli na moją wyobraźnię muzyczną, zwłaszcza że artysta nie nagrał nic od 6 lat. W jakiej jest teraz formie? I czy to nie za późno, wszak Path Metheny ma już 66 lat. Wydany kilka tygodni wcześniej singiel mógł nas uspokoić – wszystko jest w najlepszym porządku:-)

Swój pierwszy album Path Metheny nagrał 46 lat temu, a obecny nosi nr 48! To niebywałe, bo pokazuje niezwykłe tempo nagrywania – średnia, niecały rok na nowy krążek, to tempo diabelskie. A efekty? Wielokrotne Grammy to dla takiej znakomitości żadna sensacja, ale jest jeden drobiazg – artysta jest rekordzistą, bo nagrody zdobył aż w 10 różnych kategoriach, w tym tak niespodziewanej jak rock.

Słuchając  "From this Place" można się zatopić w pięknej muzyce. Można też odnieść wrażenie, że w tym albumie artysta skumulował wszystkie swoje najlepsze patenty z dotychczasowych płyt. Path Metheny jest tutaj oczywistym bohaterem, bo sam wszystko wymyśli i skomponował. Ale też dobrał znakomitych muzyków, którzy swoim talentem przyczynili się do wspaniałości. I do tego zaprosił jeszcze świetną orkiestrę pod wodzą uznanego kompozytora filmowego Joela McNeeleya.

Bardzo mądrze ułożona jest dramaturgia albumu. Rozwija się powoli, kilka razy zakręca w różne strony i cały czas zachwyca. W tej ogólnej wspaniałości jest kilka utworów wyjątkowych. 

"Pathmaker" to rewelacyjna partia fortepianu (Gwilym Simcock) na tle świetnie zaaranżowanej orkiestry, a potem oczywiście sam Path. Brzmienie jego gitary wtopione w harmonię orkiestry to prawdziwa magia!

"You Are" – tutaj pięknie rozwija się opowieść, świetnie poprowadzone są wszystkie instrumenty. Mnie urzeka motyw oktawy grany w dyskretnym tle przez fortepian. Potem, wraz z narastającym napięciem, ten motyw przejmuje wokal towarzyszący, aby na sam koniec znowu wrócić do fortepianu. Perełka.

"The Past in Use" to piękna  ballada opowiedziana najpierw na fortepianie, a potem na harmonijce przez Gregoire Mareta. Zachwyt!

"From this Pace" – jedyna piosenka na albumie. Prawdziwe arcydzieło, przepięknie zaśpiewana przez Meshell Ndegeocello, na tle znakomitej muzyki delikatnie zagranej przez orkiestrę. Takie utwory to na naszej planecie ciągle rzadkość. Od razu przypomina mi się inna świetna piosenka Metheny'ego, czyli "Child of Man" – jedna z lepszych piosenek, jakie słyszałem.

Już teraz wiem, że ta płyta będzie mi towarzyszyła cały czas. Bo jeśli istnieje absolut w muzyce, to "From this Palce" właśnie nim jest.

10/10

Zostaw komentarz