Skip to content
21 wrz / Wojtek

Patrick The Pan – „Trzy. Zero” [RECENZJA]

Ptrick The Pan, czyli Piotr Madej, pojawił się na naszej scenie w 2012 roku, ale tak na dobre jego artystyczne życie zaczęło się 2 lata później.

Właśnie wtedy artysta podpisał konktrakt z Kayaxem i ponownie wydał swoją debiutancką płytę. Już sam fakt zainteresowania się tej wytwórni młodym debiutantem sugerował, że warto go posłuchać. Wszak Kayax ma w swojej ofercie artystów szczególnych, nie tak oczywistych, najczęściej świetnych. Wystarczy tu wymienić, oprócz oczywiście właścicielki, takich wykonawców, jak: Brodka, Hey, Krzysztof Zalewski, Katarzyna Nosowska, Marek Dyjak, Paulina Przybysz, Smolik, The Dumpligs i Urszula Dudziak. 

Album "Trzy. Zero",  zgodnie z tytułem i tematem przewodnim pokazuje artystę dojrzałego.

Co prawda już na swoim debiutanckim albumie Patrick The Pan pokazał, że jest nietuzinkowy, jednak to, co wtedy było tajemnicą i zapowiedzią świeżego powiewu, teraz jest jedynie czymś interesującym, ale raczej mało odkrywczym. Porównuje się go do Artura Rojka i chyba słusznie, bo podobieństwa są słyszalne – podobna barwa głosu i mniej więcej te same klimaty muzyczne. Zresztą sam zainteresowany o tym wie, informując w utworze "S30E01":

Znów gdzieś słyszałem, że mam głos jak A., wąs jak D. i piosenki jak R.

Ta piosenka, dla mnie najciekawsza, swoim tytułem nawiązuje do mody na oglądanie seriali. Jednak artyście bardziej chodzi o ten symboliczny sezon 30., bo tytuł albumu odnosi się do ważnego wydarzenia artysty, jego poważnego wieku. Ten fakt jest tak dla niego dramatyczny, spodziewa się, że wchodzi w nowy dla siebie okres dojrzałości. Ludzi nieco starszych takie podejście może jedynie rozśmieszyć, bo 30 to nadal piękny wiek. Może to jednak oznaczać, że Piotr Madej kieruje swoje piosenki do młodszego słuchacza. 

Mimo tego tytułowego zadęcia artysta jest jednak ciągle skromnym, niebanalnym człowiekim. Na swojej stronie internetowej tak oto mówi o sobie:

Nie mam na imię Patryk.
Jestem Piotrkiem. Patrick The Pan.
Piszę. Gram. Śpiewam. Zwlekam. Jestem pocieszny. Ale.
Smutne piosenki. Nie o miłości. O miłości.
O zwierzętach. O ludziach.
O was.
Cześć.

Rozpoczynający album "Otwarte" i kończący go "Pn-pt.10-18" są świetną klamrą spinającą tę opowieść. Po drodze możemy rozkoszować się autoironicznym "Chamem" (wróżę mu karierę medialną) i świetną piosenką "Kością". Dominujące tutaj klimaty nostalgiczne są przełamane utworami energicznymi ("O słowach"), czy udanym pastiszem ("Rude").

I może niektóre piosenki mnie nawet trochę denerwują ("Imiona tajfunów), jednak w kontekście historii jaką tworzą na płycie, mają jakiś sens. Bo przecież życie też nas czasmi deneruje, a mimo to kochamy je i chcemy żyć intensywnie i mądrze. Tak jak zrobił to na swoim ostatnim albumie Patrick The Pan.

8/10

Zostaw komentarz