Patrycja Markowska – „Krótka płyta o miłości” [RECENZJA]
Jeszcze przed wydaniem tej płyty wytwórnia narobiła sporo szumu. To miało być wydarzenie, głównie z uwagi na 4 duety z panami. I rzeczywiście album jest wydarzeniem, lecz niekoniecznie dobrym.
Repertuar płyty można podzielić na dwie, mocno różniące się grupy. Piosenki solowe są zadziwiająco słabe, atakują banałem. Wykonawczo Markowska nawet nie mieści się w średniej krajowej. Jej śpiewanie, jak zwykle manieryczne, z głosem mocno osadzonym w gardle, niechlujne wykonywanie dźwięków z podjazdami i przypadkowymi melizmatami, jest przykładem złego gustu wokalnego. Teksty piosenek straszą mocno, na czele z moją ulubioną frazą: „telefony głośno milczą o tym, o czym milczę ja” . Muzycznie piosenki nie są najgorsze, ale raczej nie przystają do XXI wieku – stylistycznie plasują się gdzieś między Wandą Kwietniewską, a Urszulą. Co ciekawe, zupełnie inaczej, dużo lepiej słucha się piosenek, w których Markowska nie uczesniczyła jako „twórca”.
Zupełnie inaczej brzmią piosenki, do których wokalistka zaprosiła panów. Tutaj wszystko jest dużo strawniejsze. Nie mam wątpliwości, że to zasługa zaproszonych wokalistów i autorów, bo oni rzeczywiście nadają utworom charakteru. Ale nawet tutaj Markowska mocno się przebija ze swoją manierą i nieprecyzyjnym odtwarzaniem linii melodycznej. Na mnie wrażenie zrobił utwór nagrany z Leszkiem Możdżerem. Nawet się zdziwiłem, że ten świetny pianista zgodził się na współpracę z Markowską. Efekt jest jednak dużo lepszy, niż można by się po Markowskiej spodziewać. W ten sposób Możdżer udowodnił, że nie ma złych wokalistów – wystarczy tylko odpowiednia oprawa. A najciekawszy duet wokalistka nagrała z zespołem Pectus. Kapela, która nigdy mnie muzycznie nie interesowała potrafiła jednak wznieść się na wyżyny pomagając wokalistce. Dzięki temu słyszymy bardzo dobrą piosenkę.
Tytuł krażka, nawiązanie do słynnego cyklu filmów Krzysztofa Kieślowskiego, świadczy o braku pokory, albo niedocenieniu światowej klasy reżysera Dekalogu. A może artystka nie wie, że samozwańcze porównywanie się z tak istotną klasyką jest po prostu nietaktowne?
5/10