Piernikowski – „Beyond Echo of Time”. Ambitne nie zawsze znaczy interesujące. [RECENZJA]
Na tę płytę rzuciłem się zaraz po jej wydaniu i po jednym przesłuchaniu odłożyłem. Mocno rozczarowany. Po 2 tygodniach zacząłem jej słuchać ponownie, ale już ze świadomością, że to nie ten sam artysta jakiego znałem wcześniej, Piernikowski odważny, pomysłowy i zaskakujący. „Beyond Echo of Time” jest pozbawiona wcześniejszego luzu i wielowątkowości – czysta muzyka, ale jakoś tak bez polotu i nudnawo.
Można założyć, że to materiał do filmu lub spektaklu, klasyczna muzyka ilustracyjna. Zwłaszcza pierwsze utwory, w których słyszymy ten sam motyw, za każdym razem w nieco innej aranżacji. Jakby kompozytor napisał je do konkretnego projektu i dał wybór zamawiającemu. I to może być ciekawe, obserwowanie zmieniającej się koncepcji i towarzyszącym jej środkom, jednak przy pierwszych słuchaniach mamy wrażenie, że to jeden, zapętlony utwór, bo „Need for Guild” i „Alamut” są niemalże identyczne. W „Boym on a Mssion” już jest nieco inaczej, coś się zaczyna dziać, ale w następnych utworach znowu jest powtarzalnie, coś w rodzaju wariacji. Trochę powietrza wpada w „Save a Room” z nowym motywem fortepianowym, ale tu znowu potwierdza się wariacyjność materiału.
Ciekawiej dzieje się w „Seek Forest for Guidance”, głównie dzięki tajemniczym wokalizom Antoniny Nowackiej, jest nieco inaczej i pewnie jako osobny utwór to może być pozycja jeszcze bardziej interesująca. Zresztą każdy utwór z tego albumu wysłuchany osobno ma inny sens, jednak w całość ten materiał jest po prostu mdły.
6/10