Piotr Zioła – „Revolving Door” [RECENZJA]
Młodych wykonawców warto słuchać. Nawet jeśli nie są do końca przekonujący. To daje nam wyobrażenie, że muzyczna Polska nie stoi w miejscu, chociaż do tego cywilizowanego, zwłaszcza anglojęzycznego świata, ma jeszcze spory dystans. Ciekawą pozycją na naszym rynku jest debiutancka płyta, jaką nagrał Piotr Zioła.
www.youtube.com/watch?v=nINAXlYNVjw
Dotychcza za przykład wokalistki, która wbrew nienajlepszym warunkom wokalnym osiągnęła sukces, często podawałem Katarzynę Nosowską. Dziś nie jest już tak źle – artystka do tego stoponia przyzwyczaiła nas do swojego sposobu śpiewania i unikatowej ekspresji, w międzyczasie także zdecydowanie poprawiła swoją technikę wokalną, że bije na głowę wiele dotychczas lepszych wokalistek. W jej miejsce nagle wskakuje Piotr Zioła, którego możliwości wokalne są raczej mizerne. Okazuje się jednak, że jego charakterystyczna emisja, kojarząca mi się z zakatarzonym nastolatkiem, może być nawet atutem. Dzięki tej nietypowej, mało atrakcyjnej barwie, Piotr Zioła jest charakterystyczny, a chyba nie ma nic cenniejszego dla artysty, jak rozpoznawalność. A tak w ogóle, to po wysłuchaniu wszytkich piosenek wybaczam chlopakowi niedostatki wokalne, bo materiał, który zaprezentował jest bardzo interesujący. Same piosenki, ich teksty i proste, ale nie banalne linie melodyczne są niezłym punktem wyjścia. Ważnym elementem spajającym jest ubranie całego materiału w stylistykę wzorowaną na muzyce sprzed dobrych paręnastu lat. Oklaski należą się producentowi również za wbogacenie aranżacji instrumentami dętymi i ciekawymi głosami drugiego planu. To wszysyko powoduje, że płyta może się podobać każdemu – jedni będą jej słuchać dla samych piosenek, inni dla dodatkowych smaczków – dla każdego coś miłego 😉
www.youtube.com/watch?v=HfYOkW6Wk_o
Chyba właśnie głównie ze względu na ten lekko dziwny głos lepiej brzmią piosenki anglojęzyczne. Może chodzi o to, że dla piosenek śpiewanych w” lengłiczu” mamy większą toleracnję na dziwne głosy? Nie wiem, coś jednak w tym jest, a może to tylko moja percepcja? W każdym razie bardzo dobrze brzmią piosenki „Let It Go” i As I’m Meant To Be” , a „Amy” swoim klimatem kojarzy się z kawałkiem z domówki, który chce się zapętlić. Jednak…paradoksalnie ozdobą płyty są utowry śpiewane po polsku. Zdecydowanie przewodzi tutaj „Safari”, ale dobrze też prezentuje się kilka innych: „Podobny”, „W ciemno”. Po kilkukrotnym wysłuchaniu albumu jestem rozdarty, bo bardziej podobają mi się piosenki po polsku, ale chyba obiektywnie atrakcyjniejsze są te drugie.
Niwątpliwie Piotr Zioła miał szczęście – fakt współpracowania z doświadczonymi artystami to wielki dar. I dobrze, że ten dar udało się dobrze wykorzystać, bo teksty Natalii Przybysz i Gaby Kulki na pewno coś wniosły. Zastanawiam się jednak nad sensem zagraniem jednej piosenki w dwóch wersjach językowych. Podczas gdy „CFTC”L jest dla mnie spójna, mimo że raczej nie przekonuje, to zaśpiewanie jej z Natalią Przybysz jako „Zapalniki” jest niezrozumiałe. Coś na zasadzie: wybierz sobie ulubioną wersję. A przecież to artysta musi sam zaryzykować i zdecydować, co i w jaki sposób chce zaproponować słuchaczowi. Zjawisko nagrywania 2 wersji językowych jednej piosenki nie jest u nas nowe. Najczęściej było to związane z próbą promocji artysty na rynkach zachodnich. W przypadku tej płyty chycba nie o to chodziło, bo przecież jest tu kilka pioseneke anglojęzycznych.
A przy okazji nasuwa mi się porównanie z Kortezem. Obaj panowie startowali w talent showach, obaj bez powodzenia, a mimo to potrafili znaleźć na naszym rynku swoje miejsce. W obu przypadkach można też mówić o zbiorowym wysiłku, aby z nieznanego wykonawcy stworzyć interesującego artytę. Z tych dwóch panów mimo wszystko bardziej wolę Piotra – jego propozycja jest nowocześniejsza i bardziej przekonująca. Przy całym moim wcześniejszym narzekaniu, wydaje mi się, że możemy być świadkami narodzin bardzo interesującego artysty. Życzę mu więc, aby na dobre zagościł w naszym hermetycznym SZOŁBIZNESIE.
Moja ocena: 6/10








