PlanBe – „Flamingo” [RECENZJA]
Ten rok należy do autorów muzyki. Niedawno pisałem o dobrych płytach producentów 88 i Pepe. Obaj panowie zaprosili do swoich projektów wokalistów i raperów, w obu przypadkach dostaliśmy ciekawy materiał. I to nie wszystko, bo jak dotąd na pierwszym miejscu najlepszych dla mnie albumów jest „Odrodzenie” Tymka ze świetną muzyką Wojtka Urbańskiego . W tym zacnym gronie melduje się najnowszy krążek PlanuBe „Flamingo”, album nieco zaskakujący, bo to kompletnie nie moje klimaty.
Bohaterem albumu jest Sir Mich, muzyk dotychczas znany jako stały współpracownik rapera Tede. Panowie razem stworzyli kilka albumów, ale teraz, tworząc „Flamingo” kompozytor opuścił strefę komfortu i wszedł na zupełnie nowe tereny. Bo to na pewno nie jest rap, mimo że PlanBe jest uznawany za przedstawiciela tej stylistyki. Najprościej to, co słyszymy, można nazwać muzyką taneczną, ale biorąc pod uwagę zawartość krążka takie określenie nie jest trafione. Może to bardziej hip hop, ale właściwie nie ma sensu nazywanie stylu, bo to po prostu interesujący materiał. Muzycznie jest różnorodnie, ciekawe są „Warzone” i „Słodkie kłamstwa”, chociaż trudno tu mówić o jakimś nieudanym utworze.
To już czwarty album Bartosza Krupy, który jako PlanBe konsekwentnie buduje swoją markę. Długo szukałem odpowiedzi na pytanie, dlaczego ten album jest tak mocno komercyjny, poza kilkoma bardzo profesjonalnymi klipami. I znalazłem – trzy pierwsze albumy artysta wydawał w QueQuality, czyli wytwórni Quebenafide, teraz przeszedł do Warner Music Group. Teraz jest jakby z większym rozmachem i bardzo profesjonalnie, ale częstotliwość używania autotune’a może być nieco irytująca, zwłaszcza w „Vandalach”. Ale wracając do tych lepszych momentów to trzeba powiedzieć o licznych gościach. Z nimi jest jeszcze bardziej różnorodnie i profesjonalnie, jak w utworze „Nietrwałe” z udziałem Klaudii Szafrańskiej, czy „Kameleonie”, w którym świetnie się odnalazł Mr. Polska, albo zamykającym album „Chłopakach z ferajny”, w którym artystę wspomaga Skip z duetu Miętha.
„Flamingo” to propozycja z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych. I może nie jest to dzieło wybitne, ale czy zawsze musimy szukać w rozrywce drugiego dna? Czasami wystarczy utrzymywać przyzwoity poziom, a ten jest tutaj dużo bardziej niż przyzwoity.
8/10